9/23/2013

001. Obwieszczenie




To był czas żniw i tęsknot za deszczem; ten koniec lata szczególnie zapisywał się w pamięci ludzkiej jako ,,wyjątkowo upalny, nawet wieczorem”. Różowe niebo ciemniało powoli, a słońce tańczyło między drzewami na linii horyzontu, zaś nad nim wisiały ciężkie kłęby chmur. Piękny zachód niezwykłego dnia. Ba, i to bardzo niezwykłego, zwłaszcza dla Dana, który kończył swoje ostatnie przygotowania do randki z śliczną Runo.
            Pierwszy raz użył męskich perfum, zaczesał dokładnie włosy, ubrał się w miarę elegancko (ale też nie do przesady, bo w końcu umówił się z nią na randkę w parku), zdjął z głowy gogle (jego odwieczny znak szczególny), a także odłożył Drago na biurko. Nie mógł zabrać ze sobą najlepszego przyjaciela, gdyż kto w końcu chodzi na randki z przyjacielem? Nawet z tak bliskim, z którym ratował świat nie jeden raz.
            Lepiej się pospiesz, Danielu – odezwał się bakugan Pyrusa. Faktycznie czas uciekał, a Dan wciąż zwlekał z wyjściem.
            Wiem, wiem – przytakiwał, stojąc nadal przed lustrem. Nie mógł zakończyć walki z kosmykami grzywki, które ciągle nieposłusznie opadały na oczy, nie chcąc dać się zaczesać na bok.
            Daniel! Złaź już na dół! – wołał z dołu jego ojciec, który za wszelką cenę pragnął odprowadzić syna z ojcowskimi radami i doświadczeniami odnośnie kobiet i randek. Dan dobrze wiedział o jego zamiarach i niezbyt chciał je przyjąć, zważywszy na to, że nie jest to pierwsza randka z Runo w jego życiu, a poza tym nie jest już małym chłopcem – jest dorosły, spoważniał przez ostatni czas, no i lepiej rozumie czasy obecne, tak więc uważał, że posiada większą wiedzę na temat tego, jak się zachować na spotkaniach z dziewczyną. Niestety Dan znał też dobrze swojego tatę  i wiedział, że nie ma żadnego wyjścia i chce czy nie, i tak i tak usłyszy od niego te „złote rady”.
            Nie będziesz się beze mnie nudzić, Drago? – rzucił pytaniem Dan, nie odrywając wzroku od swojego odbicia w lustrze.
            Nie – odparł. – Zawsze sobie znajduję jakieś zajęcie, ewentualnie myślami kibicuję ci i myślę o tym, jak ci się powodzi. To raz, a dwa, skończyłbyś się już tak stroić! – uniósł się. – Poważnie, Dan. Samice bardziej pociąga wygląd naturalny samca, uwierz mi – dodał, a następnie myślami zaparł we wspomnieniu o swojej mleczno-różowej smoczycy Werny, która na zawsze duchem pozostała w jego sercu.
            Daniel! – krzyknął znowu pan Kuso, tym razem głośniej i groźniej zarazem.
       Już idę! – odwrzasnął Dan. Jednocześnie zostawił włosy, których chyba przeznaczeniem było pozostać w jednostajnym nieładzie. – Masz rację, Drago – zwrócił się do przyjaciela. – Nie będę stroić się, jak jakaś dziewczyna. Idę, życz mi powodzenia.
           Nie potrzebujesz go, Runo jest cała twoja! – odpowiedział mu i wówczas Dan wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi, wziąwszy wcześniej jeszcze z szuflady małe, żółte pudełeczko.
            Szybko przebiegł korytarz o łososiowym kolorze z jasno rudym parkietem, który łączył pokój jego oraz inne na piętrze ze schodami. Na nich zwolnił, minął kuchnię, a także salon i już-już położył rękę na klamce od drzwi wejściowych naciskając ją, kiedy znienacka złapał go za ramię jego ojciec.
            Poczekaj, poczekaj – rzekł i zawrócił go jednym pociągnięciem.
          Tato, ja serio się śpieszę, nie chciałbym stracić tego zachodu słońca – powiedział mu Dan, ale ten zrazu go zignorował.
         Pokaż no się. – Zerknął na niego. Natychmiast spróbował przeczesać włosy zwisające na czoło swoim grzebieniem. Po pierwszej nieudanej próbie zorientował się, że nawet nawilżone żelem się nie usłuchają. – Masz pieniądze?
            Tak, mam – odpowiedział grymaśnie. W myślach liczył tylko czas.
           Kup jej kwiaty i jakieś czekoladki. No chyba, że nie lubi czekoladek, to wtedy tylko kwiaty, jakiś ładny, bogaty bukiet róż. Masz, weź jeszcze i zabierz ją do porządnej restauracji, nie do jakiejś knajpy na ulicy – powiedziawszy to, wrzucił mu do kieszeni gotówkę.
            Tato… Puść mnie już – wycedził.
       No właśnie. Przez ciebie się jeszcze spóźni, a wtedy na nic mu kwiaty czy czekoladki. – W przedpokoju stanęła matka Dana, z twarzą zbyt młodą jak na swój wiek. W dłoniach wycierała talerz po posiłku. Widocznie ze zmywania wytrąciły ją porady męża i czując ból syna przeżywania ich, postanowiła przybyć mu na pomóc, bowiem jej pan Kuso nie raczyłby nie posłuchać.
            Ojciec Dana westchnął ciężko i podrapał się w podbródek.
            Dobrze, idź już i powodzenia, synu – rzekł, puszczając go.
            Bawcie się dobrze. – Uśmiechnęła się ciepło jego żona i Dan wreszcie mógł wyjść z domu.
        Ponieważ było ciepło, a do parku miał niedaleko, Dan mógł się przejść, jednakże zważywszy na zamieszania w domu, raczył pobiec, bo słowa mamy o spóźnieniu wystraszyły go lekko, tak więc z całych sił postanowił być w umówionym miejscu o czasie lub i przed. Było parno, a to tylko potęgowało zmęczenie i utrudniało oddech podczas biegania, ale młody Kuso nie zwalniał. Kurczowo w dłoni trzymał nadal małe pudełeczko.
            Samochody nacierały jeden za drugim ku miastu, zupełnie w przeciwną stronę od parku, którego kontury powoli wyłaniały się zza granic osiedla.
            Park znajdujący się w wschodniej części miasta, pokrywał jego aż ¼ części dywanem równo skoszonej, zielonej trawy. Za równo trawa i ogrody, które symetrycznie rozłożone w kształty figur geometrycznych (jak na wzór ogrodów francuskich z okresu klasycyzmu), w dzień w dzień były pielęgnowane. Kwiaty charakterystycznie rozciągały się wzdłuż piaszczystej alejki, przy której gdzieniegdzie stały drewniane ławki z pojemnikami na śmieci. Nie zabrakło też porozstawianych samotnie drzew, a także małego, sztucznego jeziorka z pomostkiem. Ludzie swobodnie wychodzili tu na spacer ze swoimi pupilami, pobiegać lub po prostu ewentualnie się przejść, przespać, czy zorganizować piknik. Albo randkę, tak jak w przypadku Dana i Runo.
            Runo, która siedziała na ławce naprzeciw jeziora, delektowała się świeżym powietrzem i urokiem letniego zachodu. Z tego miejsca widać go było najwspanialej, bowiem siedziała akurat na małym wzniesieniu. Jej cienkie, ale zadbane, błękitne włosy były rozpuszczone i przez to od czasu do czasu targane przez lekki, ciepły wiatr. Miała na sobie białą bluzkę i granatowe jeansy, a do tego buty na obcasie, niezbyt nadające się na spacer po parku, ale za to niezwykle podkreślały jej zgrabne, szczupłe nogi.
            Na chwilę przymknęła oczy, myśląc, gdzie też podziewa się Dan, aż nagle wyrwał ją dotyk dłoni na skórze wokół szyi – bardzo delikatny i powoli zmierzający ku karkowi. Po chwili spostrzegła, że ma na sobie zapięty srebrny wisiorek z podwójnym sercem, którego ramy udekorowane były błękitnymi, drobnymi kamykami. Podarunek, który wyciągnął po cichu z małego pudełeczka, które zabrał ze sobą. Wyglądał na drogi i owszem był. Dan zbierał na niego od kilku miesięcy, rezygnując z spełniania własnych potrzeb.
            Błękitnowłosa natychmiast odwróciła się do tyłu, a kiedy ujrzała go, zrazu okrążyła ławkę i zawiesiła mu się na szyję. Dan czując opuszczający go stres i przyjemne strasznie ciepło w środku, odwzajemnił uścisk bardzo mocno, zatapiając twarz w jej włosach i wciągając ich cudowny zapach.
            Jesteś punktualny – rzekła, odrywając się od niego.
        No przecież nie mógł bym się spóźnić na spotkanie z tobą – odpowiedział, rzucając szczerym uśmiechem. – Wyglądasz prześlicznie, jak zwykle – dodał, zmierzywszy ją momentalnie wzrokiem.
            Runo zalała się rumieńcem. Chwyciwszy się za ręce, pomału zaczęli kroczyć ścieżką.
            Śliczny zachód, prawda? – spytała, wlepiając swe morskie oczy w jego czekoladowe tęczówki.
           Tak. Ale i tak jest niczym, w porównaniu z tobą – puścił znów komplementem, a Runo ponownie zrobiła się czerwona na twarzy i ścisnęła go mocniej za dłoń.
            Och, daj spokój – mruknęła. -  Jak tam zapisy do college’u?
            Aaa, dobrze, dobrze – wyjąkał. – Chociaż mogło by być lepiej.
            To znaczy? – Głos Runo wydał się niesamowicie zmartwiony.
          To znaczy, że nikt nie bierze pod uwagę tego, iż uratowałem świat, i to nie raz, a więc ciężko mi się dostać do jakiejś dobrej akademii obrony narodowej. Wiesz, w szkole za dobrych ocen nie miałem i teraz to się na mnie odbija – westchnął.
            Dan… Ta cała przygoda z bakuganami raczej nie sądzę, by komukolwiek przyniosła jakieś super korzyści. Zawaliłeś przez nią szkołę, a co z tego, że na rzecz ratowania świata. Jeśli masz braki w wiedzy, nie przyjmą cię, bo to nie to samo. W akademii nie będziesz dzielił sił ze swoim Drago. Tam musisz zaliczyć program, gdzie twoja wiedza o bakugan, czy umiejętności walki są nic nie warte…
            Wiem, wiem -  odparł smętnie. – Ale bakugany na zawsze pozostaną w naszym sercach, co nie?
            Owszem, pozostaną – zgodziła się. – A jednak nie powinny…
            A to niby dlaczego? – przerwał Dan, zatrzymując ich krok.
           No bo Dan… - zaczęła nostalgicznie. – To była mimo wszystko zabawa dla dzieci, a my jesteśmy już dorośli. Teraz inne wartości powinny się dla nas liczyć. Ja pożegnałam się ze swoimi bakuganami, bo wiem, że za równo one, jak i ja chcemy odejść od walk i zacząć żyć.
        No dobrze, ale to dlaczego osobno? Ja i Drago jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i nie mamy zamiaru się rozstawać – rzekł.
            Chcesz powiedzieć, że masz go tu ze sobą? – zapytała.
            Skąd, oczywiście, że go zostawiłem, ale…
            No i właśnie o tym mówię – przerwała. – Teraz w naszym życiu jest taki etap, w którym bakugany nie mogą nam zwyczajnie towarzyszyć. Jak zaczniesz chodzić na studia, nie będziesz mógł go ze sobą zabierać również, tak jak i potem do pracy. Nie pomyślałeś o tym, że trzymając go tu, na Ziemi w  postaci kulki, jednocześnie… - zamilkła na moment, szukając odpowiednich słów.
         Jednocześnie, co? – ponaglił ją.
        Ranisz go – powiedziała wreszcie ze słabym przekonaniem, co do dobrego doboru wyrazów. Liczyła w duchu, że mimo wszystko przekaz będzie taki, jaki zaplanowała
        Ranię? – powtórzył Dan. W jego głosie dało się wyczuć lekkie zirytowanie, ale i smutek.
        Chodzi mi o to, że on może się tu nudzić… A gdybyś dał mu wrócić do Vestroii, gdzie był by królem, za równo on, jak i ty, moglibyście wreszcie rozpocząć dorosłe życie. Bo w końcu kiedyś trzeba dorosnąć.
            Dan milczał. Ponownie zaczęli iść, tym razem nie odzywając się do siebie. Runo czuła bowiem, że musi dać mu chwilę na interpretację tego, co mu właśnie powiedziała. Liczyła w duchu, że zrozumie, o co jej chodzi i randka nie zakończy się kłótnią, a często w przeszłości zdarzało im się posprzeczać. Tym razem, zważywszy na to, że sama dojrzała bardzo i zna już Dana kupę lat,oraz wie mniej więcej, w jaki sposób z nim rozmawiać, postarała się wykorzystać nabyte doświadczenie.
            Gdy tak szli powoli, chwilami rytmicznie ściskała na sekundę jego dłoń, jakby odliczała, chociaż wcale tego nie robiła. Po prostu lubiła czuć, że idzie razem z nią i nie odłącza się. A robiło się w dodatku coraz ciemniej.
            Runo – zaczął wreszcie Dan, ponownie zatrzymując ich spacer. Byli już daleko od jeziora, w części parku, gdzie stało mniej drzew, a rosło więcej bujnej trawy. Ludzie pomału zaczynali zbierać się do domu. – Myślisz, że Drago serio może się męczyć będąc tu ze mną na ziemi?
            Och, Dan – zwróciła się do niego czule. – Nie to, że się męczy będąc z tobą. Po prostu on jest tu ograniczony. Skończyliście walki bakugan, powoli musicie zacząć iść własnymi ścieżkami. Żadna przyjaźń nie trwa wiecznie. Przyjaciele przychodzą i odchodzą. Naturalne, że musicie zwyczajnie się rozdzielić. Oczywiście nikt nie każe wam żegnać się na zawsze. Chodzi mi o to, że skoro masz zacząć wieść normalne, dorosłe życie, to pozwól i Dragowi wrócić do Vestroii. – Nagle położyła swą delikatną dłoń na jego lewym poliku i pogładziła go. W jej oczach tliła się ogromna troska i współczucie zarazem.
            Dan wiedział, że w tym, co mówi, tkwi prawda. A jednak nie potrafił zgodzić się z tym, że przyjaźń „przychodzi i odchodzi”. Wykrywał w tym sens, aczkolwiek wolałby, żeby jednak nie dotyczyły one każdej przyjaźni. Dla niego więź z Dragonoidem była wyjątkowa, inna niż wszystkie pozostałe.
            Ale miłość jest wieczna, prawda? – spytał ją. Ich spojrzenia się spotkały.
           Dan – wyszeptała jego imię. – Miłość to coś więcej, niż przyjaźń. Ją może rozdzielić tylko śmierć. Chociaż kto wie, jeśli po śmierci jest życie, to i ona jej zniszczyć nie potrafi.
        Mimo, że w tych słowach nie było żadnego wyznania, to Dana naszło magiczne uczucie chęci pocałowania jej – dotknięcia tych różowych ust swoimi, a nawet namiętnie zatańczyć w nich językiem. To były sekundy, jak znienacka ich twarze zaczęły się zbliżać ku sobie, a jednak oni mieli wrażenie, jakby mijały minuty. Oboje przymknęli oczy w tym samym czasie i już, już mieli dać upust pragnieniu pocałunku, kiedy nagle uderzył w nich potężny podmuch dzikiego, zimnego wiatru, a także basowy odgłos jakiegoś pojazdu, a dokładniej szybowca lub i nawet statku kosmicznego.
            I faktycznie był to statek kosmiczny; większy od ciężarówki, ale mniejszy od piętrowego domu rodzinnego, w kolorze srebrnym z fioletowo czarnymi paskami, które osiowo przebiegały względem wydłużonego dziobu, zdecydowanie większego od skrzydeł. Pod nimi wychylały się niewielkie działa laserowe oraz silniki jonowe.
            Statek wylądował jakieś dziesięć metrów od pozycji Dana i Runo. Jak tylko ucichły wszystkie silniki, na Ziemię opadła prostokątna platforma, po której zszedł wysoki mężczyzna w czarno-fioletowym płaszczu, którego fason zaprojektowany był w mrocznym, lekko gotyckim gatunku. Jego twarz do połowy zasłonięta była charakterystyczną maską. Na widok Spectry Phantom, Dan razem z Runo zastygli w zdziwieniu.
            Wybaczcie, że przerywam wam  w tym wieczornym, romantycznym spacerze, starzy przyjaciele, ale niosę ostrzeżenie
Wolnym, ale zdecydowanym krokiem podszedł do nich. Niewiele zmienił się przez te dwa lata. Pierwsze, co rzuciło się Danowi w oczy to to, że ma ze sobą Heliosa i wciąż jest wojownikiem Darkusa.
Spectra – odezwała się do niego pierwsza Runo. – Miło cię widzieć. Co się stało?
Spectra kiwnął do niej głową i w ten sposób pominął obowiązek odpowiedzenia na życzliwe powitanie. Zdradzanie takich uczuć nie leżało w jego naturze, a już zwłaszcza jeśli miał do przekazania obwieszczenie nie cierpiące zwłoki. Utkwił wzrok w Danie, który wyczuwał groźbę. W końcu Spectra nie fatygowałby się przylecieć na ziemię z błahego powodu.
Mira nie żyje – zaczął i już te pierwsze słowa zmieniły postawę Dana i Runo w przerażenie.
Co? Jak to? – zapytał Dan, nie mogąc w to uwierzyć.
Mira… - wymamrotała Runo. W jej gardle zaczęła powstawać ciężka gula, a do oczy ciskały łzy.
Spectra pochylił głowę w dół w smutku.
  Vestroia, Vestalia i inne światy zostały zaatakowane przez tak zwane, Bractwo Prawdziwe. Nie wiadomo skąd są i kiedy praktycznie padł pierwszy atak. O ich istnieniu dowiedziano się dopiero, kiedy Vestalii spostrzeżono malejącą liczbę bakuganów w Nowej Vestroii. Natychmiast wysłano tam oddział, który miał ich powstrzymać. W tym oddziale była Mira – zrobił pauzę. – Jak tylko wylądowali, przestali nadawać. Otrzymaliśmy tylko krótkie nagranie z ich statku, na którym ludzie z tego Bractwa pokonują ich w niesamowicie łatwy sposób i zabierają ze sobą. Zaraz wysłano szpiegów za nimi, by móc dowiedzieć się, gdzie mają swoją siedzibę, ale dotarliśmy tylko do tymczasowej bazy, z której mamy to – zamilkł i pokazał Danowi i Runo mały tablet, na którym po chwili wyświetlił się film.
Wideo nagrane zostało z perspektywy jednego ze szpiegów, który powoli skradał się w szybie wentylacyjnym, aż zatrzymał się nad otworem zamkniętym kratami. Zobaczyli białowłosego człowieka kroczącego po wielkiej sali, wyglądającej na laboratorium w staroświeckim stylu. Widać było porozstawiane świece, a także komory, w których trzymane były bakugany i ludzie. Nagle białowłosy podszedł do Miry, które leżała  na stole, całkowicie związana i naga. Wówczas pojawiły się znikąd jaskrawe, złote światła -  strzeliły ze świec oraz z run namalowanych na ziemi (wcześniej w ogóle niewidocznych). Nieznajomy zaczął wypowiadać dziwne słowa, a z najbliższej komory w której trzymany był bakugan subterry, wyleciało pomarańczowe światło. Glans uderzył w Mirę – rudowłosa wydarła się w krzyku sygnalizującym o ogromnym cierpieniu. Z jej nozdrzy, uszu i ust dało się dostrzec lecące stróżki krwi, a całe jej ciało drgało, jakby rażona była silnym prądem. Następnie skóra zaczęła odchodzić od ciała i płonąć. Głos zanikał, ale usta pozostawały otwarte, aż rzygnęła wręcz krwią. Zapoczątkowało to okropne duszenie się. To samo spotkało bakugana w komorze.
Wtedy szklany boks pękł, płyn rozlał się po podłodze i bakugan upadł na ziemię, martwy. Rytuał zakończył się. Mira nie dawała znaku życiu. Tu nagranie urwało się, po czym Spectra schował je z powrotem.
Runo mając ciągle przed oczami obraz tego przerażającego męczeństwa, jakie zabiło Mirę, rozpłakała się kompletnie. Dan powinien ją wtenczas przytulić i uspokoić, ale nie mógł wyrwać się z analizy tego, co właśnie zobaczył. Nawet nie wiedział, co powiedzieć Spectrze, by chociaż trochę oddać współczucie, jakie doznał.
Ich celem jest przekazanie mocy bakugana człowiekowi. Na razie eksperymentują na innych, ale wiadome jest, że sami chcą uzyskać ten efekt i to nie z byle jakim bakuganem, a z bakuganem Genezą, tym, który stworzył Nagę i Wernę, a także Vestroię i podzielił ją na domeny – kontynuował Phantom. – Żaden dotychczas eksperyment nie powiódł się… Przypuszczamy – zwolnił – że prawdopodobnie uderzą teraz na wybrańców. Pierwszych Wielkich Wojowników, którzy posiadali bakugany, które pokonały legendarne. Czyli na was, Marucho, Shuna, Julie i Alice. – Dan wciąż stał oszołomiony, a Runo ciężko szlochała. – Wiemy, że tu zmierzają, kiedy dotrą, nie.
Czego oczekujesz od nas? – zapytał Dan, a jego pytanie kompletnie zdezorientowało Spectrę.


11 komentarzy :

  1. Ostro jeśli chodzi o słowa Runo na temat przyjaźni. Chyba średnio się z nimi zgadzam ;p wgl to jak zwykle podoba mi się styl napisania rozdziału, użycie synonimów, opisów itd :* przyjemnie się czytało i szybko. Zwłaszcza, kiedy Dan zapragnął pocałować Runo. :D Te języki... :D widzę też taką idealizację bohaterów, nie przesadzaj z nią za bardzo. A, i piękny nowy wygląd, chociaż kolory średnio mi pasują. ;p
    Całuję gorąco i życzę weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jak skończę rysować nagłówek, kolory bardziej zaczną Ci odpowiadać. Chociaż w sumie jeszcze nie jest pewne na 100% czy akurat takowe pozostaną. Co do idealizacji postaci to tak, wiem o tym, że może rzucać się w oczy, ale od jakiegoś czasu spodobało mi się bardzo bycie takim narratorem, który zdecydowanie podkreśla wyglądy postaci. Oczywiście postaram się trzymać to na wodzy. :) Z kolei, jeśli chodzi o słowa Runo na temat przyjaźni, chcesz podyskutować? ^^ Moim zdaniem są trafne i prawdziwe, nie przyjaźń jest najważniejsza w życiu - taka tam moja filozofia mała. :)

      Usuń
    2. Napisałaś, że "żadna przyjaźń nie trwa wiecznie", a teraz, że nie ona jest w życiu najważniejsza. Cóż, ja sądzę, że przyjaźń jest ważna, każdy z nas potrzebuje mieć przyjaciele takiego od serca, z którym można pogadać, pozwierzać się itp. I że są takie przyjaźni, które trwają całe życie :P

      Usuń
    3. Jest ważna, ale nie najważniejsza. Według mnie są inne, ważniejsze wartości, na których bardziej człowiek powinien się skupiać, niż utrzymywanie przyjaźni za wszelką cenę z drugim człowiekiem. Tym bardziej, że przyjaźni nie trwają wiecznie - powiedz, posiadasz przyjaciela, z którym masz taką więź, załóżmy od dzieciństwa? Sądzę, że taką "bratnią duszą" czy właśnie takim przyjacielem, któremu możemy wszystko powiedzieć, powinien być nasz partner, mąż. Tu, oprócz przyjaźni są też pokłady miłości, a więc lepsza gwarancja, że jest to na pewno ten prawdziwy przyjaciel i łączymy się z nim na całe życie, ale że to związek, to nie nazwiesz tego przyjaźni, a czymś więcej. Tak czy inaczej; nie wierzę w wieczną przyjaźń z np.: jakąś przyjaciółką. Z czasem takie więzi zaczynają się zwyczajnie, powoli kończyć.

      Usuń
    4. Np kiedy jedna wyprowadza się gdzieś daleko?:P w sumie miałam taką sytuację, i przyznam Ci rację. No ale każdy ma taki okres, że przyjaźń jest dla niego w zyciu najważniejsza. Przewaznie jest to w okresie dojrzewania. Ja chociażby tak miałam. ^^ Zamiast rodziców, szukałam przyjaciółek. Partnera, ani tym bardziej męża to ja JESZCZE nei mam :D wiesz, czasem trafiaja sie palanty niz taki np ideał, jakiego to przedstawiłaś. :D
      Pisz nastepny rozdział!!

      Usuń
    5. Bym zapomniała: śliczny ten nowy wygląd, znacznie bardziej mi się podoba. :)

      Usuń
  2. Ten rozdział był świetny. jestem pod wielkim wrażeniem, aczkolwiek... muszę się przestawić, że Młodzi Wojownicy dorośli, zmądrzeli. Dan już nie jest kretynem myślącym o jedzeniu i walkach, Runo już nie drze się jak opętana etc. etc. Jeżeli chodzi o idealizację zgodzę się z Okami :) Pozdrawiam i życzę weny.
    A nowy wygląd jest bardzo ładny.
    PS Jeśli nie chcesz, to nie musisz informować mnie o rozdziałach. Mam cię w obserwowanych blogach. Zresztą w wolnych chwilach sprawdzam wszystkie blogi, które czytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. wykonujesz zamówienia na własną postac bakugan?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy to nie myślałam o tym. Może w przyszłości, teraz na pewno nie, gdyż sama mam ręce pełne roboty.

      Usuń
  4. Muszę ci przyznać, że jak zaczęłam czytać twój blog i po przeczytaniu tego właśnie rozdziału, wróciła mi wena do pisania o Bakugan. Jest to niezwykłe, ponieważ już od kilku miesięcy nie mam nic z nimi do czynienia. Ale twój styl pisania i w ogóle cały rozdział tak mi się spodobał, że jakoś same mi wróciły pomysły do głowy :)
    Rozdział był niezwykle interesujący. Bardzo mi się spodobało to, że nie opowiadasz o czasach gdy walczą w Bakugan, tylko już po tych wszystkich wojnach. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Tworzysz coś nowego, co nie jest oklepane. Ten pomysł z przekazaniem mocy z wojownika do Bakugana jest naprawdę świetny. Ale przeraziło mnie to, że zabiłaś Mirę. Ale jestem bardzo szczęśliwa, że jest Spectra, którego uwielbiam ;) Ciekawe, co to za dziewczyna koło niego na twoim szablonie. A jak chodzi o to co napisałaś o przyjaźni, to się z Tb zgadzam. Przyjaźń nie jest najważniejsza na świecie. Szczerze mówiąc, to bardzo rzadko można spotkać taką prawdziwą. Sama bardzo cierpiałam z tego powodu. Z mojego zaślepienia do "przyjaciółki".
    Mam nadzieję, że szybko pojawią się Shun, Alice i Marucho.
    Świetnie ich przedstawiłaś jako starszych ludzi o 3 lata.
    Kłaniam się bardzo nisko ;)
    Czekam oczywiście na NN.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się ogromnie, że mój twór zrobił na Tobie takie wrażenie. To jest dla mnie duży sukces, że już moje pierwsze teksty są odbierane z taką sympatią. Działa też to na moją wenę i podkręca silniki w pisaniu. :) No a już zwłaszcza, jeśli moje pisanie inspiruje dodatkowo ludzi do rozpoczęcia tworzenia własnych opowiadań o Bakugan. Zdecydowanie lepiej się czuję, kiedy sama mogę poruszać się po innych blogach o tej tematyce, czytać je i inspirować się.
    Co do zarysu fabuły no to można powiedzieć, że tworzę jakby taki własny, kolejny sezon. I chodzi o przekazanie mocy z Bakugana DO wojownika, nie na odwrót, chyba przeliterowałaś się. No i wreszcie ktoś odniósł się do faktu, że uśmierciłam Mirę. Kurczę, patrzę po komentarzach, ale nie ma ani słowa na ten temat i tak już zaczęłam myśleć, że może ona nie ma upodobania wśród fanów, a jej śmierć to był strzał w dziesiątkę.
    Spectra jest i będzie, odegra ważną rolę, bo też go lubię. Podoba mi się jego charakter, głos i styl. Dziewczyna obok niego to jedna z moich postaci (tj.; z Bractwa Prawdziwego), ale niee, nie myśl sobie (ani nikt inny, kto czyta ten komentarz), że zaraz będzie jego kochanką, która przejdzie na jasną stronę. Chcę zaskakiwać i żeby nic nie było jasne i banalne. Może będzie dobra, może nie. Tak więc nie ufaj pozorom. Niech nikt nie ufa.
    Jeśli chodzi o to, co napisała o przyjaźni - cóż, w życiu mam już nabyte trochę doświadczeń. Zdania, które napisałam są właśnie wsparte na moich poglądach, obserwacjach i przeżyciach. Myślę, że każdy poznał się na ludziach i przyjaźniach. Nigdy nie można być jej stu procentowo pewnym, a raczej powinno się kierować metodą ograniczonego zaufania.
    Reszta głównych bohaterów pojawi się dopiero w trzecim rozdziale, niestety. Mimo wszystko zachęcam do czytania drugiego, którego pisanie idzie nie najgorszym tempem.
    Pozdrawiam Serdecznie i trzymam kciuki, że wkrótce zobaczę opowiadanie Bakugan spod Twojej klawiatury!

    OdpowiedzUsuń