9/30/2013

002. Porwanie




Przez chwilę tkwił w milczeniu, a jego lazurowe, sokole oczy zastygły w lustrowaniu sylwetki Dana. Zdecydowanie raczył usłyszeć inną odpowiedź, a nie pytanie, które zupełnie nie na miejscu jeszcze, świadczyło o kompletnym braku zainteresowania dawnego wojownika zaistniałą sytuacją, jak i braku świadomości z jej wagi. Czyżby przeoczył jakiś rodzaj jego wewnętrznej ewolucji, za której postępem Dan zmienił się w mężczyznę obojętnie spoglądającego na losy świata?
- Dan, chyba nie dosłyszałeś – odezwał się znów Spectra. Barwa jego głosu przybrała zimne brzmienie. – Mira nie żyje. Światu grozi niebezpieczeństwo. Ty i twoi przyjaciele jesteście w niebezpieczeństwie.
- Słyszę dobrze, Spectra – odparł. – Zadbam o bezpieczeństwo swoje i Runo, resztę powiadomię. Chyba, że mnie wyprzedzisz.
Phantom pokręcił głową. Nic nie rozumiał, a zatem ułożył pytanie, nawet więcej niż jedno. Już miał pytać, kiedy Dan go wyprzedził:
- Ziemi nic nie grozi. Wiem to, już tyle przygód mam za sobą. Kolejna organizacja, tak? Czyli sześcioro ludzi, a każdemu przydzielona jest osobna domena. Sześcioro ludzi kontra cała ziemia. Jest mnóstwo nowych pokoleń z silnymi bakuganami. Ja skończyłem już z walkami. Jasne, będę się bronił, ale zapomnij, że odlecę gdzieś znów, zostawię dom i rodzinę, chociaż inni mogą to zrobić – rzekł, przełykając ślinę. – Drago również osiągnął swój limit. Ostatnim razem tyle mocy się w nim objawiło… To za dużo, jak na jednego bakugana.
Spectra nic nie mówił.
- Tak więc nie mówię tylko o sobie, o tym, że chcę zacząć żyć, nie walczyć, i że wreszcie udaje mi się to po dwóch latach, aż nagle zjawiasz się ty. – Podniósł na niego wzrok pełen przesłania i fanaberii. Runo z kolei spoglądała nie na Spectrę, a na Dana i spijała każde jego słowo z podziwem.
,,Tak bardzo się zmienił. Dorósł. Zmądrzał. Och, Dan.” – szepnęła w myślach.
- Nie chcę narażać Drago… - wycedził. – On już naprawdę dużo przeszedł. Chcę, żeby walczył tylko w ostateczności.
Gdy skończył mówić, Spectra nadal stał wyprostowany i patrzył na niego w ciszy. W końcu zanalizowawszy wszystko, co usłyszał, odwrócił się na pięcie i zaczął kroczyć w stronę statku, którym przyleciał. Dan w jednej chwili objął ramieniem Runo, przyciągając ją do siebie. Widząc brak jakiegokolwiek gestu kontentacji u Phantoma, poczuł ulgę. A jednak i tak wyczekiwał wciąż chociaż najkrótszego słówka na pożegnanie. I doczekał się.
- Widzę, że patrzysz teraz innymi kategoriami na świat, Dan – odezwał się Spectra, stojąc jedną nogą na platformie statku. – Jednak co z tego, skoro rezygnując z założenia z powrotem drużyny wojowników zostajesz sam. Sam, przeciwko bractwu, które wkrótce dopadnie ciebie i innych. Wyrżną was jeden po drugim. Zabiją Drago, Runo i nie doczekasz się pełnego wypoczęcia. – Odwrócił się zrazu i zamknął za sobą właz do maszyny.
Spectra rozumiał potrzeby Dana oraz jego troskę o zdrowie swojego Dragonoida. Niestety zdawał sobie też sprawę z tego, jak bardzo niebezpieczne jest bractwo, jak bardzo nie należy go lekceważyć. Zwłaszcza po ponownym obejrzeniu nagrania, na którym ginie jego siostra. Liczył, że uda mu się pomyślnie namówić Kuso do walki z nim i pomszczenia Miry, bo na tym podświadomie najbardziej mu zależało. Tyle dla niego zrobiła, a on nawet nie potrafił uchronić jej przed śmiercią. Przed oczami świsnęło mu wspomnienie z dnia, kiedy to w dłoni dusił szpiega, od którego otrzymał nagranie. Ale zabicie go za brak próby uratowania Miry tylko wysublimowało jego pokłady nienawiści do bractwa i złości do samego siebie. Chociaż prawda mówiła jasno, że nie on był winny, bo kto może przewidzieć przyszłość?
Nawet Dan nie potrafi jej przewidzieć. Może zaplanować działania zabezpieczające siebie przeciw ataku bractwa, ale nigdy nie będzie mieć pewności, czy sam da radę uchronić to, na czym zależy jego sercu. Nie widział tego, co Spectra chciał mu przekazać. Dorosłe życie i nowe obowiązki przysłoniły mu dawną wartość, tj.: stawać w obronie świata i innych od razu, a nie dopiero na końcu, jak już się coś wydarzy i może być za późno.
Po tej konwersacji Spectra nie mógł tak odlecieć z Ziemi. Dana nie przekona, ale są też inni wojownicy, którzy mieli styczność z Wybrańcami. Usiadł więc za sterem i wybrał kurs na Bakugan City. Ostatni raz spojrzał przez kadłub okna kokpitu na park, gdzie dwie ludzkie sylwetki niespieszno odchodziły w dal.
Leniwie usiadł na fotelowym siedzisku przed panelem kontrolnym, po którym skakały migotliwe i kolorowe światełka. Nagle na ramię wskoczył mu jego darkus bakugan.
- Słysząc, że Dan i Drago nie chcą walczyć, bo wolą wylegiwać się i odpoczywać od ratowania świata, jakby był to jakiś niechciany obowiązek, z którego od tak można się zwolnić, ogromnie chciało mi się śmiać – syknął.
- Zacznijmy od tego, Helios, że nie należy patrzeć w ogóle przez pryzmat: o, kolejna misja ratowania świata, bo Dan właśnie tak patrzy. Co jeszcze, pragnie się oderwać od tego i wysłać inne, młodsze pokolenia z bakuganami do walki. A przecież ja mówię tu o niebezpieczeństwie czyhającym na niego i jego przyjaciół. Dopiero później jest ta ,,misja ratowania świata” – rzekł. Przymknięcie oczu miało przywołać wspomnienie o dobrych czasach, jednak ciężar świadomości o zbliżającym się ataku Bractwa Prawdziwego odganiał wszystkie miłe myśli ku zapomnieniu.
- Powiedział, że Drago jest słabszy. A bynajmniej dał to do zrozumienia – dodał Helios. Kwestionowanie siły Dragonoida było nieodłącznym elementem egzystencji jego myśli. Nigdy nie zakończy swej wewnętrznej rywalizacji z nim.
- Tym bardziej powinien razem ze mną lecieć teraz po resztę wojowników – powiedział Spectra i poprawił maskę na twarzy.
Przed nimi na szybie rozpościerał się krajobraz miasta; wielkich, betonowych drapaczy chmur i szklanych wieżowców. Z tym widokiem pożegnali się z obszarem zielonej trawy i przyrody.


Minuty leciały i marnowały się jedna za drugą, na wewnętrznym umartwianiu się Dana. Runo czuła również i to, a jednak nie decydowała się na przerwaniu ciszy. Dawno opuścili park i zbliżali się powoli do miejsca zamieszkania panny Misaki. Złote światła latarń rozstawionych szeregiem przy chodniku rozpaliły się i zaczęły oświetlać im drogę. I pomyśleć, że ich spotkanie mogło zakończyć się zupełnie inaczej, gdyby nie niespodziewana i nagła zarazem wizyta Spectry. Z pewnością przeminęła ta lepsza wersja – ta z pocałunkiem, którego nie raczyli (bo to uczucie pożądania minęło już dawno) nawet spróbować powtórzyć.
- Ten wieczór zupełnie inaczej miał wyglądać. Przepraszam, Runo – odezwał się Kuso, a błękitnowłosa zrobiła natychmiast obruszoną minę.
- Dan – zaczęła nazbyt poważnym tonem. – Za co mnie przepraszasz? Za te rycerskie i jakże męskie, dorosłe słowa godne podziwu, które powiedziałeś do Spectry? Wybrałeś mnie zamiast walk, a przecież to je kiedyś tak niesamowicie ubóstwiałeś.
Oboje całkowicie nie myśleli o przesłaniu słów Spectry, o tym, że czyha na nich niebezpieczeństwo. Wszystko przez to, że nie wierzyli, by coś faktycznie mogło by być tak groźne, że powinni się martwić – przecież wszędzie jest tyle nowych, jak i starych wojowników bakugan, no i świat chroniony też jest przez wojsko.
Dan złapał ją za obie dłonie i wpatrzył się w jej morskie oczy, szukające jego między niesfornymi kosmykami grzywki.
- Tak, ale… - wymamrotał. Runo nie dała mu skończyć, przysłaniając jego usta palcem.
- Przyjdź jutro po mnie w południe, ok?
- Nie będziesz miała jutro pracy w restauracji? – spytał zaskoczony.
- Będę, ale że ty zrezygnowałeś z czegoś dla mnie, ja na jeden dzień zamknę lokal. Myślę, że nie stracę przez to wszystkich klientów – zażartowała i stając na palcach złożyła na jego policzku skromny pocałunek. – Dobranoc, Daniel.
- Dobranoc Runo – odpowiedział jej. Ani trochę nie krył swojego zarumienienia. Wzrokiem odprowadził ją do drzwi, a gdy zniknęła za nimi, stał bezczynnie niczym słup przez długi czas. Dopiero gdy zimna bryza powietrza późnego wieczora uderzyła w jego ciało i obudziła skórę, zdecydował się iść do domu.


Wrócił po upływie około trzydziestu minut. Na wstępie już usłyszał wołania ciekawskiego ojca, który koniecznie chciał usłyszeć relację ze spotkania jego syna z dziewczyną. Doprawdy straszliwie to przeżywał. Jednakże Daniel zrazu go zignorował i pognał do pokoju, kierowany ciężkim zmęczeniem, a także nagłą i silną potrzebą zobaczenia się z Dragonoidem. Bakugana zastał oglądającego slajdy zdjęć Vestroii, jakie Dan raczył trzymać na swoim komputerze. Sposobność wykorzystywania w pełni swoich ograniczonych zdolności na ziemi, jako bakugan w formie kulistej przez Drago, nigdy nie przestawały go zaskakiwać. Niby posiadał ułomne możliwości, a i tak dawał sobie radę z obsługą jego komputera.
Widok czym się zajmował jego przyjaciel przez ten cały miniony czas, w którym był nieobecny w domu, przywarł Dana do ściany w zamyśleniu. Nagle przypomniał sobie słowa Runo. O tym, że go rani trzymając tutaj. I chociaż bakugan natychmiast wyłączył slajdy, jak tylko on zjawił się z powrotem w swoim pokoju, młody Kuso zaparł w smutku.
- Jak było, Danielu? – spytał Drago. Śmiesznie podskakując zbliżył się do krawędzi biurka, by w ten sposób znaleźć się bliżej kompana stojącego obok drzwi.
- Dobrze – odparł i odstąpił od ściany. Podszedł do łóżka, po czym usiadł na nim. Głowę miał pochyloną w zmartwieniu, tak więc Drago mógł łatwo odczytać z niego, że coś jest nie tak.
- To czemu nie tryskasz radością, Dan? – spytał.
- Randka się udała – zapewniał. Zastanawiał się czy teraz o tym porozmawiać z Drago (na temat jego powrotu do Vestroii i wiszącym w powietrzu rozstaniu), czy później. – w miarę… - Tu pomyślał o Spectrze. Akurat jego wizyta nie była dobrą pamięci częścią spotkania. Nie sądził też, by był sens mówić bakuganowi o tym, co od niego usłyszał. W końcu sam je zignorował.
- To znaczy?
Dan westchnął.
- Drago, tęsknisz za Vestroią, prawda? – Dragonoid nie był głupi i już wyczuł, o czym jego przyjaciel chce z nim rozmawiać. Milczał, nie wiedząc jednak, co odpowiedzieć. -  Rozmawialiśmy z Runo, że każdy dorasta i chce powoli zacząć żyć. Przede mną studia, więcej spotkań z nią, a potem może praca. A rozumiesz, nie mogę zabierać cię ze sobą – zrobił pauzę. – Chcę powiedzieć, że…
- Chcesz powiedzieć, że może nadszedł czas, żebyśmy się pożegnali – wtrącił. – Żebym wrócił do Vestroii… - Spojrzał na monitor komputera, gdzie jeszcze nie tak dawno przelatywały mu przed obliczem zdjęcia z ojczyzny.
Dan poczuł nieprzyjemny skręt w żołądku, wcale niespowodowany głodem, ale myślą o rozstaniu z przyjacielem, z którym przeżył tak wiele. Drago wyczuł też i to.
- Daniel, jesteś zmęczony, prawda? Może porozmawiamy o tym kiedy indziej. Powiedz lepiej, czy udało ci się ją pocałować!
Zmiana tematu nie poprawiła mu nastroju. Mimo wszystko był skłonny zgodzić się na rozmowę o czymś innych.
,,Nie zaprzeczył” – pomyślał i postarał się zdusić smutek.


Kolejne pociągnięcie szczotką i fala długich błękitnych włosów zaczęła mienić się, odbijając refleksje światła w pokoju. Przed nią spoczywała na jej kołdrze waniliowa koszula nocna. Runo gotowa była się przebrać, kiedy wówczas przypomniała sobie o upewnieniu się, czy zamknęła porządnie na noc restaurację będącą pod jej mieszkaniem. Musiała zejść po zimnych kafelkowych schodach boso i dalej również do drzwi, pokonując zakurzony parkiet. Drzwi nie były zamknięte. Jej myśli zaczęły krążyć wśród niepewności, bo wydawało jej się, że zamykała, a sprawdzenie okaże się być zbędnym czynem.
A jednak były otwarte.
Wzruszyła ramionami i zrzuciła winę na zmęczenie po minionym dniu, że to przez to nie pamięta dokładnie, co robiła, a czego nie. Znużona wróciła do pokoju, zupełnie nieświadoma tego, że nie jest sama w lokaju i właśnie zamknęła się z ukrytym niebezpieczeństwem.
Misaki na chwilę przystanęła przy swoim komputerze, na którym wyświetlał się chat z odebranymi i nieodebranymi wiadomościami. Znalazła tam list od Dana z „buziaczkami” na dobranoc. Uśmiechnęła się pod nosem i dotknęła naszyjnika na szyi, jaki od niego otrzymała. Bardzo jej się podobał.
Z zamiarem napisania mu coś również  romantycznego, usiadła przy urządzeniu, aż nagle doszły ją ciche, jakby skradające się kroki po schodach. Zamarła w bezruchu. Nie jest sama!
Szybko obudził się w niej instynkt, by po coś sięgnąć, ale nie miała pod ręką niczego, co nadawało by się na  broń. Jedynie długopis i to właśnie chwyciła w rękę. Podeszła do drzwi i prędko otworzyła je, nie zastając nikogo za nimi. Rozejrzała się po ciemnym korytarzu.
- Nie martw się, ja nie mam zamiaru działać jak jakiś bandyta i napadać na ciebie w ukryciu.
Rozległ się po holu cichy, ale dobrze słyszalny syczący i męski głos. Runo natychmiast zapaliła światło, chcąc zobaczyć jego właściciela, ale nawet po tym nie udało jej się go zlokalizować. Cała zaczęła się trząść.
- Nadal mnie nie widzisz? – Usłyszała. Głos dobiegał od schodów, które stały pięć metrów przed nią, oraz które lekko przysłaniał cień. Jednak nikogo tam nie widziała. – Jestem za tobą – odezwał się znów. I tym razem barwa dobiegła do jej uszu zza jej pozycji! Raptem odwróciła się za siebie i zobaczyła go; wyższego od niej mężczyznę, skrytego pod czarnymi i fioletowymi płachtami. Oczy miał czerwone, a kolor skóry dorównywał kredzie.
Runo zrazu zapragnęła uciec, ale nieznajomy złapał ją za głowę oburącz i silnie pchnął na ścianę. Dziewczyna poczuła impuls uderzenia, który zmusił ją do upadku, odbierając czucie w głowie i w całym ciele. Przez chwilę bała się, że dostała wstrząsu mózgu, ale na szczęście sprawność relacjonowania wróciła.
Mężczyzna objął ją w tali z tyłu i podniósł, w celu wyniesienia jej z mieszkania. Ale Misaki nie miała zamiaru się poddać, toteż użyła ukrytego w dłoni długopisu; obróciła się w jego objęciach niezdarnie i wycelowała. Pióro wbiło mu się w oko, otwierając przejście dla wytrysku krwi. Puścił ją, a ta jak tylko upadła na ziemię, zerwała się do swojego pokoju. Wiedziała, że może nie dać rady uciec. Przejrzała czarny scenariusz. A w takim razie wezwanie pomocy było rzeczą konieczną i pierwszorzędną.
Na klawiaturze wystukała ,,Pomocy!” i wysłała do Dana.
- Szmato…
Odwróciła się na pięcie ku drzwiom, w których zjawił się obcy.
- Właśnie pogrzebałaś swoje szanse na przeżycie – powiedział, próbując być opanowanym. Delikatnie wyciągnął długopis z oka i zaczął kroczyć w jej kierunku.
- Odejdź! Zostaw mnie! – krzyczała, ale zdawał się mieć wyłączony słuch.


            Dan siedział przed komputerem i czekał. Było późno, ale on uparcie wyczekiwał odpowiedzi na wiadomość od Runo. Bił się ze zmęczeniem oraz z prośbami Dragonoida.
            - Zapewne zasnęła – mówił. Kuso pokręcił głową.
            I wtem dostał wiadomość.
            - Jest! – oznajmił, ciesząc się na widok koperty. Lecz po przeczytaniu krótkiej i jednoznacznej wiadomości, uśmiech zniknął.
            - Co się stało, Daniel? – zapytał bakugan, ale Dan nie odpowiedział mu, a tylko w jednej chwili zerwał się z krzesła i pognał na dół. – Daniel! – krzyknął za nim. Na darmo, bo wkrótce rozległ się trzask zamykanych za sobą niedbale drzwi.
            Dan całkowicie wystraszony, jak i zmartwiony biegł do domu Runo. Na nieszczęście daleko od niej mieszkał i w zasadzie bieg przez cały czas był niewykonalny. Niemniej jednak postarał się biec jak najdłużej, a kiedy nogi przechodziły do chodu, starał się iść jak najszybciej.
            I w końcu zobaczył pojazd kosmiczny wielkości ciężarówki, który zajął całą ulicę przed domem i restauracją Misaki. Statek był cały czarny z zakrzywionymi skrzydłami i rozstawionymi wszędzie działkami laserowymi. Po chwili zobaczył mężczyznę w płaszczu, który wynosił na barku ledwo przytomną Runo. Na jej widok Dan znalazł w sobie tajemnicze pokłady energii, żeby dobiec do niej i uwolnić ją.
            Kiedy nagle jakieś akrobatyczne uderzenie, które podcięło mu nogi, zatrzymało go. Napastniczka wywinęła salto do tyłu i wylądowała przed nim. Jej długie bordowe fale przysłoniły lekko twarz, pozostawiając jedynie widok na jedno szafirowe oko mierzące w Dana. Dziewczyna w prawej dłoni trzymała kartę i w ten sposób sugerowała wyzwanie do walki.
            - Co jest… Kim jesteś? – wybełkotał z siebie, niezdarnie podciągając się i wstając.
            - Dan! – wrzasnęła Runo. I znów, jak dyby uderzył w niego piorun, Kuso poderwał się do biegu.
           Ale nieznajoma napastniczka znów go powstrzymała; tym razem stając na rękach przeszła na niego, chwyciła nogami, przekręciła się i odrzuciła go kawałek dalej. Znowu leżał na ziemi. A ona znów wystawiła kartę.
            - Walcz – rzuciła krótko.
            - C-co? – mruknął Dan, zmuszony do ponownego wstawania z ulicy. Był lekko obolały po upadku. – Nie mam bakugana, idiotko. Zejdź mi z drogi! – rozkazał. Ponowił swój bieg ku ukochanej, która powoli znikała mu z pola widzenia, wnoszona na statek kosmiczny.
            - Nie masz? – zdziwiła się bordowowłosa. Kiedy tylko Dan znalazł się raz jeszcze w jej zasięgu, zrobiła piruet i oderwawszy się od ziemi, z pół obrotu zasadziła mu silnego kopniaka w twarz. Tym razem odrzuciła go znacznie dalej. – Blake! Przygotuj drugą celę, będzie znacznie łatwiej, niż się spodziewaliśmy! – krzyknęła do swojego towarzysza, który zdążył już zanieść Runo.
            Znokautowany Dan zgubił swą siłę, żeby się podnieść. Czuł, że piecze go policzek, bo lądowanie skończyło się na drastycznym tarciu o asfalt twarzą.
            Nieznajoma zaczęła iść w jego stronę chowając kartę. Niespodziewanie pojawił się znikąd drugi statek, mniejszy i znajomy. To był Spectra. Niczym rycerz przybył na pomoc w ostatniej chwili. Otworzył kokpit nim pojazd zdążył wylądować i zeskoczył na dół, stając między Danem, a napastniczką.
            - Może ze mną się spróbujesz? – zapytał dobywając karty, która momentalne zaczęła iskrzyć barwą darkusa.
            - Maura, chodź! – odezwał się tajemniczy Blake, który stał na platformie odlatującego, czarnego statku. Nie wiadomo, kiedy odpalił silniki.
            - Innym razem – odpowiedziała Spectrze bordowowłosa Maura i mrugnęła do niego lewym okiem.
        Raptownie odskakując jak najdalej w tył i wykonując przy tym salto, pognała do statku, a gdy wsiadła, zamknął się właz i pospiesznie zaczęli odlatywać. Razem z Runo. Nagle działka laserowe ich statku zaczęły się obracać wokół własnej osi. Oczy Spectry rozszerzyły się.
            - Dan, musimy uciekać! – wrzasnął do niego i spróbował pomóc mu się podnieść.
            - R-runo… - bełkotał Kuso.
            Nagle działka wystrzeliły czerwonym ogniem, ale nie w Dana i Spectrę, zaś w statek Phantoma. Trafiły w jeden z silników i zrazu wybuchł pożar. Dopiero teraz, kiedy uniemożliwili im pościg za nimi, napastnicy mogli spokojnie odlecieć. W niespełna dziesięć sekund zniknęli pośród chmur.




9 komentarzy :

  1. Jaaa *.* lubię dobrze napisane rozdziały, oj lubię *.* chociaz czasem jak Cie czytam to dostaje lekkiej depresji, bo jak ja coś spróbuję napisac, to nigdy nie wydaje mi się to być tak dobrze "zjadliwe" jak Twoje. ;-; Smutnie się potoczyło chociaż łatwo można było sie skapnąc, że coś zlego się stanie. Akurat nie brałam pod uwage tego, ze porwą Runo :d dobrze że chociaz broniła się jak tigrerra! Szkoda ze Dan nie mógł od razu porozmac z Dragiem albo zabrac go ze soba, kiedy biegl na ratunek. Moze gdyby stoczyl walke z ta Maura, udalo by mu sie coś wskurać niż tylko obrywanie fizycznymi ciosami. :d I ogólnie to szkoda tego statku Spectry :P biedak utkwił chyba teraz na ziemi, co?^.^ No i też szkoda, że nie doszło do tego pocałunku nawet po jego wizycie :/
    Pisz szybko następny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi bardzo, że tak pozytywnie myślisz o moich tworach. :) Jedyną dobrą radą, jaką ja mogę Ci dać (pamiętając, że jestem nikim), to czytać i jeszcze raz czytać. Ja zawsze jak przeczytam coś naprawdę dobrego (czy to książka, czy jakieś opowiadanie na blogu), to nie dość, że dostają kopa weny, to jakoś też lepiej mi się pisze samej. Odwieczna prosta rada. Szkoda, że "łatwo było się skapnąć", próbuję zaskakiwać - chyba mi to nie wychodzi. :( Aczkolwiek jakby nie patrzeć, to tutaj łatwo było się domyślić, że słowa Spectry wkrótce dostaną swe urzeczywistnienie, że się tak wyrażę. Skoro już o nim mowa, to tak, przez najbliższe rozdziały pozostanie na ziemi wśród reszty bohaterów. :) Nie smuć się nad pocałunkiem. Jeszcze dużo tego i owego będzie w tej historii. ;)
    A jak tam krótkie wprowadzenie moich postaci, tj.: Blake'a i Maury? Przyjęło się?
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak tak, ksiazki to ja uwielbiam czytac nawet, tylko teraz nie mam czasu. A zaskakujesz zaskakujesz, masz oryginalne pomysly wedlug mnie :P Więcej pocałunkow?:D Super, ale nie rob z tego jakiegoś silnego romansidła, bo jak na razie to trochę wieje takim Runo jako Julia i Dan jako Romeo. :P Co do tych nowych bohaterów, to hmm Blake wydawał się bardzo mroczny i mi mimo wszystko pociągający. ;p A Maura to fajnie skopała Dana tymi swoimi akrobatycznymi wygibasami. :D Chociaz nadal dla mnie to mało, żebym mogła coś wiecej o nich powiedziec :/
      Liczę i czekam na więcej! :)

      Usuń
    2. Osobiście to nie przepadam za Runo czy Danem, ale niestety muszę myśleć nie tylko o swoich upodobaniach jeśli chcę, żeby mój twór trafił do większego grona czytelników. Dodatkowo dodają oni coś sobą do fabuły i dzięki temu nie będzie jakaś prosta czy płytka.
      Tak, pocałunków będzie jeszcze dużo. Myślę nawet o publikowaniu rozdziałów, które zawierać będą w jakimś stopniu teksty erotyczne. Co do romansidła to cóż, lubuję w dobrej akcji, przygody, thrillerach. Do dobrego romansu nic nie mam. W końcu jestem płci żeńskiej. ;) Czy z tego co napiszę zrobi się romansidło? - Nie wiem, mam nadzieję, że nie będzie pobudzało ani u Cb, ani u innych odruchów wymiotnych.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Podobał mi się ten rozdział i to strasznie :) Już lubię tego Blake'a (swoją drogą też mam bohatera o tym imieniu i założę się, że za jakiś czas zaczną mi się mylić xD ), a Maura... liczę, że ta postać jeszcze nie raz mnie pozytywnie zaskoczy. Niestety załamię cię, ale (przynajmniej dla mnie) porwanie Runo było do przewidzenia jak również to, że Bractwo będzie chciało opóźnić ich ewentualny pościg. Na szczęście to dopiero 2 rozdział i założę się, że nie raz przy czytaniu twojego opowiadania szczęka opadnie mi do samej podłogi ;) Aha! Czy w następnym rozdziale mogę liczyć na innych Wojowników?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam twojego bloga przypadkiem i tak czytam to twoje opowiadanie i normalnie inspirujesz mnie do zaczęcia pisania własnego opowiadania o bakugan. Kiedyś miałam swojego bloga o bakugan, ale opuściły mnie inspiracje i wena, ale wraz z czytaniem twojego opowiadania, wszystko wraca...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogólnie gdyby Dan wziął ze sobą Drago do niczego by nie doszło ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak spekulować nie można, bo jakże możecie znać przyszłość moich tekstów?:) A może gdyby nawet go wziął, to skończyło by się przegraną jego z Maurą? Albo nawet gdyby z nią wygrał to Blake odleciałby sam, ignorując świadomość, że Maura zostanie wzięta do "niewoli"? Pamiętajcie, drodzy czytelnicy, że to Bractwo Prawdziwe jest bardzo zacięte i gotowe na wszystko, byle wypełnić swoją misję! ^^ :)

      Usuń