10/04/2014

021. Teatr



Dan dumał w zawisłym akompaniamencie przykrego płaczu Alice i narzekań Marucho z Julie; dokładnie to kontemplował nad stanem drużyny, a raczej jego braku, gdyż przecież wszystko wręcz sypało się i degradowało w najgorszy sposób, zostawiając jedynie iluzję – fałszywe przekonanie, iż wciąż Młodzi Wojownicy istnieją. Tak przynajmniej mu się zdawało, zerkając raz jeszcze na scenę za sobą. Po chwili Alice wybiegła, jak tylko podniosła się upokorzona z podłogi – tuż za nią był Shun, zaś na końcu Spectra, który wpierw utknął w cichej stagnacji. Pochłonęły go jakieś myśli, iż nawet siedzący mu na ramieniu Helios nie był w stanie go ocucić. Dostrzegł dyskretne spojrzenia Marucho w jego stronę, oraz nieznaczny ruch warg, jak gdyby blondyn chciał mu coś powiedzieć i szybko się rozmyślał. Sprawdził, czy i Julie robi coś podobnego, lecz ta jedynie stała dygocąc lekko, ze wzrokiem wbitym w parkiet.
Hebanowe drzwi, przez które to z furią emocji wybiegła Alice, długo chwiały się się na zawiasach, a klamka – pociągnięta przez rudą z niewiarygodną siłą i napędem, omalże jej nie wyrywając – wydawała się być wystraszona. Możliwe, że gdyby Shun obniósł się z nimi w podobny sposób, zawiasy by nie wytrzymały.
Dan na wszystkich i wszystko obojętnie wzruszył ramionami – nic poza Runo go już nie interesowało.
„Drużyny nie ma” — mówił. „Bractwo nas zniszczyło.”
I chociaż nie był to tak wielki kryzys, iż można było mówić już o totalnym rozpadzie grupy, Dan głupio upierał się przy tym, niczym rodowity pesymista.
Wówczas Dragonoid stanął na biurku między nim, a ekranem śledczego komputera.
— Nie zachowujesz się jak lider! — rzekł, kiwając się przezabawnie i nieadekwatnie do sytuacji. — W ten sposób nie poprowadzisz drużyny do zwycięstwa!
— Drużyny nie ma — odparł stanowczo, jednoznacznie ukazując brak chęci do jakiejkolwiek rozmowy (zwłaszcza krytyki jego postępowań).
— Jest. Ciągle jest! Nie wolno ci nas wszystkich grzebać z powodu niewyjaśnionych romansów. To nie koniec świata, a taki powstały tutaj… trójkąt, nie jest na tyle mocny, by móc zniszczyć ducha walki i wspólnych wartości, jakimiż to się kierujemy. A twoim zadaniem, Danielu Kuso, jest przypominać o tym każdemu z drużyny i stać na straży naszej jedności!
— Drago dobrze mówi! — zawołał Gorem.
— Dan na pewno myśli podobnie — wtrąciła się Julie, chcąc usprawiedliwić bohatera jej reportaży zawodowych. — Myślę, że jest po prostu zmęczony, jak my wszyscy. Po odpoczynku zaczniemy znów myśleć i działać racjonalnie. To był długi dzień…
— Zamknijcie się wszyscy — zagroził Dan, co zaskoczyło każdego z osobna. — Jak możecie chcieć nawet odpoczywać, gdy Runo jest zagrożona… Jak możecie być tak leniwi i nie walczyć o nią…?
Operował wystarczającą ilością argumentów, aby postawić na swoim i – jak lider – wydać rozkaz do innego działania. Tak chociażby sądził, aczkolwiek znów spotkał się z protestem. To go irytowało, kwasiło twarz i niweczyło jego duszę, pełną jeszcze nadziei.
— Na pewno nic jej nie jest Dan — odezwał się Marucho. — Bractwo nic jej nie zrobi, póki mamy zakładniczkę… Nie będą ryzykować. A odpoczynek jest ważny, żebyśmy mogli razem działać.
— Tak, Marucho ma rację! — zgodził się Gorem, którego chybione poszukiwanie siedziby Bractwa wykończyło do granic możliwości, iż nie myślał o niczym innym, jak o ciepłej, puchowej poduszce.
Nie wiedząc czemu, Dan wyobraził sobie nagle jak w ogarniającej go złości rozrywa wojownikom brzuchy i wywija trzewia na płoty sąsiadów. Chodziło o życie jego ukochanej, a oni kpili sobie z nieprzewidywalnego oraz bezlitosnego nieraz to losu – tak jakby oni byli panami sytuacji, gdzie to przecież przegrywali z Bractwem w tej zaciekłej potyczce, co najmniej trzy do jednego. Gdyby mógł, splunąłby na ziemię z wolą żarliwych emocji. Z trudem osiągnął powściągliwość w tej kwestii i zamilkł.
Przyjaciele widząc jego stan i milczenie, zdecydowali się z wolna opuścić pokój. Na końcu wyszedł Spectra, który postanowił kontynuować swoje przemyślenia w innym pokoju. Dan został sam – nie licząc Dragonoida. Ten wierny przyjaciel nawet w ciszy postanawiał wspierać go obecnością. Chociaż Kuso tego nie okazywał, wiedział, iż dodaje mu to siły i nie pozwala partnerowi upaść.
Ku jego zdziwieniu, Dan przemówił:
— Możesz też wyjść i mnie zostawić samego, Drago.
— Nie mam zamiaru. Widzę jak cierpisz i to mnie przeraża — odparł baku-smok, ważąc każde słowo.
— Przypomnij sobie jak ty się czułeś, kiedy Werna była zagrożona.
— Pamiętam cały czas i rozumiem cię w stu procentach. Tym bardziej chcę ci towarzyszyć i pomóc przez to przebrnąć!
Przebrnąć — powtórzył Dan, z wyczuwalną trochę odrazą w głosie względem owego wyrazu. — Przez to nie można przebrnąć. Ja muszę po prostu ją odbić! A ciągle, do cholery, stoimy w miejscu!
— Poczyniliśmy kroki od ostatniego czasu.
— Czyżby? Reszta wmawia sobie, że niby posiadanie tej suki w piwnicy jest jakimś sukcesem! A ja czuję, że dajemy się zwyczajnie wykiwać. Skąd pewność, że może czegoś nie kombinują? Że nie dała się złapać?
— Przecież stanęła do walki i uciekała… A przegrała przez truciznę Shuna. Jak niby miałaby dać nam wygrać?
— Nie wiem… Ale coś mi to wszystko śmierdzi — ucichł, spoglądając na ekran kamery nadzorującej Maurę.
— Za bardzo się martwisz. Stajesz się zbyt dużym pesymistą, Dan.
— Tu nie chodzi o jakiś pesymizm… Ja po prostu wiem, jak ci wszyscy z tego Bractwa są pojebani… Sam rozmawiałeś z jej bakuganem — tu wskazał na Maurę — wiesz, jaki jest psychiczny. Chcą zniszczenia wszystkiego dla absurdalnej idei.
— Wiem — przyznał Drago. — Ale nie wierzę, by ryzykowali życiem swojej wojowniczki. W końcu jej potrzebują, a pierwszego dnia powiedziała nam o śmierci Runo. Równie dobrze mogliśmy ją wtedy zabić, jednak wolimy trzymać jako zakładnika i jestem pewny, że coś z tego zyskamy.
— Ta… — cmoknął Dan. — Co najwyżej wizytę Bractwa u nas.
Raz jeszcze wojownik Pyrusa wyciągnął czarny smartfon z kieszeni spodni i wszedł w pikselową galerię. Po chwili ukazało mu się zdjęcie swojej luby; ten szczery i radosny uśmiech, rozweselone, morskie oczy, słodkie usta oraz zdrowe, błękitne pukle włosów były cudem harmonii. Czysta postać piękności, którą mu odebrano. Której nie mógł odzyskać. Znów załamał ręce, zacisnął pięści i pociągnął nosem. Nienawidził swojej bezradności.
 — Mamy komunikator, którego Marucho jeszcze nie sprawdził — przypomniał Drago.


Spectra nie mógł znieść wątpliwości, co do autentyczności uczuć Alice względem niego. Już wcześniej wiedział, że między nią  a Shunem coś było; sama mu się zwierzała, jednak wierzył, iż jest to zamknięta przeszłość, o której już nie usłyszy. Mimo tego odezwała się w nim zazdrość. Alice była jego i koniec. Nieustępliwe pytajniki straszyły go, że jest inaczej – że uczucie łączące niegdyś dziewczynę z Shunem wcale nie umarło i teraz właśnie o sobie przypomniało. Oprócz strachu, poczuł swego rodzaju również żal widząc, jak Shun zagorzale prowadzi z nim rywalizację o jej serce. Skoro on ją tak kocha, to czy ona jego też?  Niby dziewczyna kazała mu się uciszyć, lecz jednak coś musiało się wydarzyć, że Kazami nagle zrobił takie wystąpienie. Ponadto nic nie robił sobie ze „sprzeciwów” jego dziewczyny, tak jakby uważał je za fałszywe.
„Może ona odstawiała tylko pokaz przede mną i wcześniej do czegoś między nimi doszło, o czym Alice nie chce mi powiedzieć?” — zamartwiał się.
Szybko potem wyrzucił z siebie te myśli przekonując się, że to tylko głupie obawy wywołane właśnie przez zazdrość, a Alice na pewno jest z nim szczera. A jeśli nie, to kłamstwo ma krótkie nogi i prędzej czy później pozna prawdę. I tu dochodził do innej konkluzji — czy się o to modlić? Z przestrachu, że dziewczyna kocha jednak innego, sam zaczął zastanawiać się, czy i jego uczucia są prawdziwe. Podziwiał jej wygląd, pociągała go ciałem, a jednak znał ją zbyt krótko by móc szczerze pokochać. Właśnie to zrozumiał, że zbliżył się do niej z powodu magiczności czekoladowych oczu i rdzawych loków.
„To nie jest miłość. Czemu wydaje mi się, że ją kocham…?”
Z drugiej strony głowił się nad całą możliwością zaistnienia prawdziwego związku między nimi. On był Vestalianinem, zaś ona – Ziemianką. Czy mogą złączyć swe rasy i żyć normalnie, tak jak to żyją pary na ich rodzinnych planetach? Już wyobrażał sobie podróże do niej… A potem, gdyby spędzili ze sobą parę lat i padłaby decyzja o małżeństwie, ktoś musiałby się przeprowadzić… On nawet nie myślał o zostawianiu Vestalii; jest tam zbyt ważną teraz osobą…
— Patrz jak chodzisz! — zawołał nagle Helios. O mały włos, a Spectra wywróciłby się na schody, do których właśnie dotarł. Miał zamiar iść do pokoju Alice wierząc, że ją tam zastanie.
— Zamyśliłem się — mruknął Phantom.
— Widać. Hmpf. O czym? Pewnie o tej samicy?
— Nie inaczej — przyznał. — Oraz o naszym związku.
— Do prawdy musiałeś wybrać sobie Ziemiankę? Vestalianki są równie piękne. Od tej tutaj śmierdzi ciągle Maskaradem, drugą świadomością i fałszywością! — mówił Helios. Trochę za głośno, więc wojownik Darkusa przyciszył go gestem dłoni.
— Fałszywość bym wykreślił. Alice jest szczera i zagubiona. Nie jesteśmy razem długo, może robię tylko za podparcie w tym trudnym dla nas wszystkich czasie, ale czuję, że mimo wszystko przelewa jakieś uczucia do naszego związku. Na pewno mnie nie zdradza. A jeśli jest tak, że nie jest ze mną szczęśliwa – chociaż jeszcze nie dała mi się wykazać – to niech mi to zwyczajnie powie. Mam zamiar z nią o tym porozmawiać.
— Do czasu uporania się z Bractwem raczej nie wykażesz się w żadnym związku — skomentował Helios. — Poza tym nie lubię twojego przywiązywania się do samic.
Spectra parsknął śmiechem.
— A to dlaczego? — zapytał.
— Bo o niczym innym wtedy nie myślisz! Wolę, kiedy myślisz tylko i wyłącznie kategoriami walki. Kiedy ostatnio walczyliśmy dla samej przyjemności? No? Przypomnij mi.
— Z trzy miesiące temu — strzelił Spectra. — Nim Mira zginęła…
Zatrzymał się na schodach, by uderzyć pięścią w tynkowaną ścianę. Drobny kurz posypał się w dół.
— Pieprzony Kazami. Stracił u mnie miano przyjaciela — wycedził. Jak on może sądzić, że ja, który straciłem najwięcej przez Bractwo, mogę się z nimi bratać?!
— To właśnie robią emocje, kiedy w naszym życiu pojawiają się samice.
— Sam kiedyś oddasz się jakiejś samicy.
— Nigdy! — huknął Helios. — Nie chcę, no i… która by mnie zresztą chciała? W połowie jestem robotem!
— Na pewno masz wiele adoratorek. — Uśmiechnął się.
Wkrótce dotarł do drzwi od pokoju Alice, przed którymi zatrzymał się na dłuższy moment.
— Nie przeszkadzaj mi w rozmowie teraz, ok? — poprosił.
— Ta jasne. Jak zwykle zresztą — mruknął coś tam jeszcze, po czym wskoczył do wewnętrznej kieszeni płaszcza Spectry.
Phantom nie marnował czasu. Natychmiast zapukał do drzwi, szykując w głowie pytania, jakimiż to zaraz obrzuci Gehabich.
— Kto tam? — dosłyszał jej łamiący się głos. Płakała.
— Możesz otworzyć drzwi? Chcę porozmawiać — rzekł Keith, ściągając maskę z twarzy. To ma być  rozmowa bez żadnych iluzji i owijania w bawełnę. Bez żadnych teatrzyków.
— Keith, przepraszam, ale nie chcę rozmawiać — rzekły drzwi. Głos był coraz bardziej stłumiony, cichy, smutny…
— Ale to ważne. Proszę, otwórz drzwi — nalegał.
Niestety odzew już nie nadszedł.
Trudno. Nie będzie naciskać.
Zrezygnowany Keith odszedł. Powróciwszy na dolne piętro minął drzwi od biura, w którym wciąż czatował Dan; skierował się do kuchni, gdzie sięgnął po talerz z niezaniesioną więźniowi kolacją. Skromne dwie kanapki z drobiowym pasztetem, oraz szklanka niegazowanej wody na popitkę. Sam Keith nie lubił ziemskiego pasztetu ani chleba. Gustował w znacznie innych potrawach, o których zapewne kiedyś zechce coś powiedzieć.
Pomimo ciążących mu na sercu przykrych uczuć, pamiętał o powinnościach i planie drużyny. Nie chciał, aby wewnętrzne sprzeczki przeszkodziły wyciągnięciu informacji od wroga.
Obszedł stół do cna wyczyszczony z talerzy po ostatnim posiłku wojowników, a potem wyszedł na korytarz główny spowity lekkim mrokiem. Nie chciało mu się zapalać światła; wszystko widział na pozór dobrze i bez trudu trafił do wpuszczonych w wapienną ścianę drzwi. Sień tutaj kończyła się z kamienną posadzką. Ten sam kamień leżał na murze za drzwiami do piwnicy i ginął w czarnej ciemności. Wtedy już pokusił się o zapalenie światła, aby nie wywrócić się na dość starych schodach.
Skręcił w prawo i powiódł do szklanych ścian. Czerwona postać leżała na podłodze, przykryta własnym, szkarłatnym płaszczem. Podniosła na niego nieznacznie głowę i bodajże wyczuła zapach niesionego jedzenia, gdyż zrazu wstała, podchodząc do otworu w drzwiach. Jej płaszcz z bakuganem pozostał na ziemi.
Maura poczuła, jak serce przyspiesza pompowanie krwi.
— No proszę — odezwała się, dostrzegając zarys sylwetki gościa. — Spodziewałam się rudej. Muszę przyznać, że ta odmiana to miła niespodzianka.
— Już nie przesadzaj — rzucił beznamiętnie Keith. — Ktoś musiał ci przynieść jedzenie.
— Czyżby jakieś problemy w drużynie? — spostrzegła.
— Nie, skąd — skłamał. Musi bardziej uważać na słowa. — Po prostu większość woli, byś zdechła tutaj z głodu.
Maura uniosła do góry lewą brew.
— Ciężko im się nie dziwić, czyż nie? — dopowiedział Vestalian.
— No… powiedzmy — cmoknęła.
„Czy już zacząć?” — szepnęły jej myśli. „Czy już zacząć grać? Drugiej szansy mogę nie mieć…”
— To miłe, że chociaż ty się o mnie zatroszczyłeś. Czyli będziesz się mną teraz opiekować? — spytała.
— Tego nie powiedziałem. Dostarczyłem ci jedzenie, bo mam jeszcze resztki sumienia. — Zbliżył się do otworu w drzwiach i przecisnął przez nie talerz, a potem ostrożnie szklankę wody. Szczęście, że było wystarczająco szerokie na takie dostawy.
— Jasne… — Maura zmieniła ton głosu na bardziej smutny. — Lepiej mnie zabijcie od razu. Bractwo po mnie nie przyjdzie, jestem bezwartościowa. W sumie… przyzwyczaiłam się nawet do tego, że wszyscy chcą się mnie pozbyć… — urwała, a głos jej się złamał w połowie. W aktorski sposób odwróciła się, udając poniekąd skruszoną i załamaną swym smutnym losem. Jej postawa wywoływała współczucie oraz ciekawość, które pochwyciły szponami Keitha.
Nim jednak coś odpowiedział, zastanowił się, czy to aby nie podstęp.
— Czyżby? Cóż, jeśli tak jest to faktycznie marnie z tobą — udał obojętność. Wciąż pamiętał, co zrobiło mu Bractwo i nie mógł od razu spróbować spoufalić się z więźniem. Kto wie, czy to nie ona porwała Mirę?
Maura zerknęła tylko na niego przez ramię. Ku zdziwieniu Vestaliana, jej oczy szkliły się, niby od gotujących się łez. Kucnęła, by podnieść swój płaszcz i bakugana. Tym samym dała pomysł na inny temat.
— Ten bakugan — zaczął Keith — jest ci bardzo bliski, prawda?
— Owszem. Aż tak to widać?
Przyjrzał się, jak go tuli do twarzy.
— Aż za bardzo — ocenił. — Nie mogę zrozumieć jednego… Okazujecie względem siebie emocje, nie jesteście z nich wyprani. Wiesz co to strata i mocno ją przeżywałaś, a jednak… Chcesz razem ze swoją bandą zranić cały świat… Na serio nie masz sumienia?
— Ja robię tylko to, co mi każą! — zawołała. — A ty nie udawaj, że mnie znasz.
— Wykonujesz rozkazy jak żołnierz. Czy składałaś przysięgę, czy nie, zawsze jest wybór.
— Ja go nie mam. Uwierz mi.
Zawsze jest. Trzeba tylko dojrzeć to drugie wyjście.
Maura oparła się o ścianę, upozowując rozważanie nad jego słowami. W rzeczywistości kpiła sobie z niego w duchu.
Co z kolei myślał Spectra?
„Unosi się i ucisza co chwilę. Czyżby toczyła wewnątrz siebie jakąś walkę? Może jest szansa, żeby przekabacić ją na naszą stronę… Muszę być ostrożny i spróbować ją przestawić… poruszyć w niej dobro.’
— Zastanów się nad naszą propozycją — powiedział. — Lepiej dołączyć do nas, niż tu gnić. My nie jesteśmy jak Bractwo Prawdziwe, które potrafi porzucić swoich kompanów.
Maura spuściła wzrok.
Na odchodne Keith rzucił jeszcze pytaniem:
— Chcesz zdradzić mi swoje imię?
Spojrzała na niego z dziwnym błyskiem w oku.
— Maura Skywish. — Ukłoniła się – jak zwykle tak samo nisko, gdy to staje chociażby do walk.
— Keith Fermin.

32 komentarze :

  1. Oho, morale drużyny mocno nadszarpnięte. I drugie oho, Maura wkracza do akcji. :D
    Choć spodziewałam się rozdziału z Shunem i Ashcro, nie mogę narzekać na nudę, czy brak emocji. Fajnie, że skupiłaś się na Spectrze. Kurcze, zajechało mi średniowiecznym hasłem: najpierw małżeństwo, miłość przyjdzie z czasem, czy jakoś tak. Czasem bywa, że ludziom wydaje się, iż kogoś kochają, bo to coś więcej niż zauroczenia, a później okazuje się, że niekoniecznie tak jest. Nie rozumiem tego. ;> Mimo wszytko zapałałam sympatią do Spectry. Jest zupełnie inny w działaniu niż impulsywny Shun(taki charakterek trochę mi się kłóci z obrazem ninja). Słodziaczek normalnie. Nie naciska. Opiekuńczy. A mimo to zazdrosny; zależy mu na Alice.
    Maura jest świetna. Niby uwięziona, a więc teoretycznie na przegranej pozycji, a tymczasem wydaje się mieć wszystkich w szachu. Co też słusznie widzi Dan. Ta jego podejrzliwość i nieufność akurat na tym polu jest uzasadniona. No, no ja liczę na więcej scen Maura-Spectra. :3 Ciekawe czy da się tak zamanipulować, że przekręci kluczyk i ją wypuści. xD
    Ile czasu pisałaś cały rozdział? Trzy dni? :D Weny, pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maura jeszcze się nie rozkręciła. :x To dopiero werbalne zagrywki, pomyśl, co to będzie, kiedy dojdzie do tych bliższych starć? Manipulacja ciałem itp. Osobiście chętnie dałabym już Ashcro i Shuna (o ile oni wgl się spotkają, hehe), ale wpierw są te sprawy... niby ważniejsze. Otóż muszę brać pod uwagę wszystkie czynniki mogące wpływać na kształt historii. Jest to ff Bakugana, wiec... jakże może nie być tu bakuganów i ich rozmów ze sowimi partnerami? Analizując ostatnie rozdziały spostrzegłam, że tego brakuje. Dialogi były, owszem, lecz nie te z bakuganami. Czasem - i to rzadko - pojawiały się ich wtrącenia. W takiś trudnych sytuacjach warto, żeby pojawiali się częściej i rozmawiali ze swoimi "panami". Przez to - może niestety - rozdziały będą dłuższe. Dłuższe nawet od tego. Uważam mimo wszystko, że 021 był znacznie bardziej bogatszy w pozytywne walory, dzięki umieszczeniu takich konwersacji Dana z Drago, czy Spectry z Heliosem. :x Ponadto można więcej się dowiedzieć o życiu prywatnym chociażby Heliosa; hehe, śmiałam się przypominając o tym, że jest w połowie robotem i ten... która samica poleci na druta między nogami...?
      Podsumowując - postaram się wprowadzać więcej psychologii i odpowiadać na każde czynniki, mogące zaistnieć w tej historii. Może dzięki temu będzie wydawać się bardziej prawdziwa? ;x
      Taki mały progres.
      Średniowieczne hasło? No tutaj Spectra trzyma się odmiennej zasady. :D Wie, że najpierw musi poważnie poznać Alice, żeby mogło dojść do jakiegokolwiek ślubu. Te całe jego wątpliwości, które się pojawiły w tym rozdziale, są bardzo istotne dla fabuły. Cieszę się, że go w jakimś tam stopniu polubiłaś. ;x Mam wrażenie, że dotychczas był taki... płytki...
      Taaa, wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do cichego Shuna. Ninja zrozumiał poniekąd, że przez zbyt długi czas w swoim życiu był cichy; przez brak swojej "otwartości" stracił Alice. Musi teraz pocierpieć, pokrzyczeć, pobulwersować się. To kształtuje trochę jego charakter. Musi zmienić w sobie coś, co było w nim nieodłączne - niekoniecznie wyzbyć się tego, ale zmienić na tyle, by być odważnym, otwartym i szczerym w swoich uczuciach. Żadna dziewczyna nie lubi czekać, nie?
      Spectra jest starszy, ma inny charakter - jakby właśnie Shuna po przejściach. Nie naciskał na rozmowę z Alice m.in. też dlatego, że zaczęły go trapić wątpliwości co do swoich uczuć i jej. Dlaczego ma się szaleńczo uganiać za kimś, kto może go wcale tak naprawdę nie kochać?
      To był dopiero pierwszy akt sztuki teatralnej, jakiej zaserwuje nam Maura. :x Chociaż Spectra dostrzegł u niej wahania(fałszywe rzecz jasna), nie jest jeszcze tak zmanipulowany, by jej uwierzyć i zacząć walczyć o przyłączenie jej do drużyny. Wysunął ofertę, owszem, ale jest jeszcze reszta, którą będzie trzeba przekonać. Tak więc takich scen będzie jeszcze sporo. :x
      No mniej więcej 3 dni ten rozdział pisałam. Nie całe, wiadomo, ale tak wieczorami i z dużymi przerwami. W zasadzie do 3/4 rozdziału napisałaś wczoraj, w sobotę i do razu opublikowałam.
      Tobie również weny, żebyś sama wreszcie coś dała na bloga. ;)

      Usuń
    2. Och, wiem, że się jeszcze nie rozkręciła i właśnie dlatego tak ostrzę sobie ząbki, pazurki oraz to wszytko, co człowiek może sobie ostrzyć, kiedy pomyślę sobie o tych niewerbalnych zagrywkach. Rozmowy wojowników z ich Bakuganami są bardzo na miejscu, ale nadal mam przed oczyma obraz Inferiossa i Drago, którzy próbowali przekonywać się do swoich racji. Bardzo ciekawe.
      looool... drut między nogami?! xD Ale jak to w połowie robotem? Haha, może akurat ten narząd jest sprawny, w sensie nie metalowy, ani druciany? xD
      A tak btw. Spectra jest... kosmitą, tak? I ma subtelne plany co do małżeństwa z Alice, która jest Ziemianką, tak? No to zgadnij, o czym teraz myślę. xD Oni mogą sobie tak normalnie dzieci napłodzić? Dobra, to kreskówka(japońska, no ale kreskówka). W telewizji wszytko jest możliwe, nawet to, że facet(Chaaase, jak oni mogli?! T^T) jest w stanie znieść jajo.
      W każdym razie, psychologia bardzo na miejscu, w pełni aprobuję, bo dzięki temu opowiadanie faktycznie nabiera realizmu, którego w fanfikach nierzadko brakuje.
      Chodziło mi o to, że Spectra związał się z Alice, ale jest bardzo niepewny co do swoich i jej uczuć. I chyba serio liczy, że miłość przyjdzie z czasem. Tak też można, ale ja tam zawszę wolę być pewna, gdy chodzi o związek. ;3 I nie, nie był płytki. Po prostu poświęcałaś mu mniej uwagi.
      Taa.. Shun nawalił. Jak to teraz naprawi? Czy w ogóle naprawi? Na tym polu wszystko wydaje się niepewne. Dobrze, dobrze, tyle emocji przewiduję. :D
      Pisz więc szybciutko te sceny manipulacji i sztuk teatralnych, bo takie lubię najbardziej. :D
      W 3 dni rozdział? >.> Oklaski!
      Dzięki, muszę wreszcie ruszyć dupę w troki. ;>

      Usuń
    3. Nie wiem w jakim stanie ma ten narząd. Na razie nawet nie myślę o tym, żeby znaleźć Heliosowi jakąś baku-smoczycę, a więc może to pozostać tajemnicą. xD
      Wiesz w anime to wgl jest taka śmieszna sprawa, że pomimo różności rasowej - są kosmici i Ziemianie - to wszyscy gadają w tym samym języku. Ani słowa nie było o tym, że się jakoś tłumaczą czy coś, po prostu twórcy poszli na łatwiznę i dali wszystkim ten sam język. xD Myślę więc, że na spokojnie mogą się też płodzić. Zresztą wystarczy na nich spojrzeć... Taki Vestalian jak Spectra za bardzo do swoistego Ziemianina się nie różni. Nie ma czarnych źrenic jedynie, może mieć inne kubki smakowe w języku - lubić inne potrawy - oraz ciało bardziej mięsiste niż normalny człowiek. Taki Baron był napakowany, chociaż był chyba najmłodszy w grupie. x.x A tak to Vestalianki mają również piersi i reszte w tym samym miejscu, co ludzie, a więc te narządy w środku powinny być te same. :x Przynajmniej w moim opowiadaniu wszystko jest takie, iż dozwolone jest rozmnażanie mieszane: Vestalianie mogą robić to z Ziemianami, a Ziemianie z Nethianami itd. xD Pomyśl, jakie fajne mogą mieć dzieci. ^^"
      Weź nic nie mów o tym jajku Chase'a! Tego nie było, nie było, nie byłoo! Cios w serca fanek jak nic.... Jak ta debilka, która wzięła się za kontynuację xiaolin mogła nam to zrobić? ;_;
      Och, Raylie, Raylie. :x W wolny dzień z weną czy bez potrafię napisać rozdział i w jeden dzień. :x Wystarczy choć odrobinę chcieć i się zmusić - traktować to jak obowiązek, do którego trzeba podejść jak do normalnych, życiowych obowiązków. :x A potem cieszyć się, że ma się to za sobą! :x Czasem, jak strasznie, strasznie nie chce pisać, bo akurat muszę zacząć od sceny, której nie lubię, zaczynam pisać rozdział od tyłu, lub od środka. xD Tj. od tych scena fajniejszych. :x A potem dopisuje. :x

      Usuń
    4. Doskonale, pisz, pisz! Przewiduję w sobotę rozdział na Bakuganie, a w tygodniu na Xiaolinie(głęboko liczę, że się nie mylę!). ;D

      Usuń
    5. Rozdział jeszcze dziś a na Xiaolinie może w niedziele, jak się uda? :x

      Usuń
  2. Skomentuję szybko bo wybieram się na imprezę a jeszcze przed nią chcę sobie porysować. Rozdział mi się spodobał. Dan podejrzliwy - rozumiem go. Drago daje mu do zrozumienia że jeszcze nie wszystko stracone.Maura zaczyna działać:) Czekam na kolejny ciekawy rozdział.
    Życzę weny i pozdrawiam;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja życzę weny w rysowaniu. :) Cieszę się, że chce Ci się czytać moje opowiadanie. ^^

      Usuń
    2. Dziękuję. Twoje opowiadanie zaciekawiło mnie od samego początku. Zobaczyłam rysunek Inferiossa w twoim wykonaniu - wyszedł pięknie. Lepiej go sobie wyobrazić nie można:)

      Usuń
    3. Poważnie? :) A jest coś, co najbardziej podoba Ci się w moim opowiadaniu? I co to takiego? Lub może jakieś wady, zażalenia? ;x

      Usuń
    4. Poważnie. Żadnych wad ani zażaleń nie mam. To opowiadanie napisane jest tak ciekawie że nie mogę się oderwać od czytania. Piszesz tak świetnie, że czuję się jakbym tam była, jakbym widziała co się tam dzieje swoimi oczami. Podoba mi się wszystko w opowiadaniu - opisy, dialogi. Masz talent do pisania i do rysowania - podobają mi się wszystkie rysunki na blogu.
      Pozdrawiam ciepło;)))

      Usuń
    5. Woah, same pochwały, że aż mi bana z twarzy zejść nie chce. ^^ Dziękuję za wszystko i również pozdrawiam!

      Usuń
  3. "Sprawdził, czy i Julie robi coś podobnego, leż ta jedynie stała dygocąc lekko, ze wzrokiem wbitym w parkiet." Powinno być "lecz".
    "Hebanowe drzwi, przez które to z furią emocji wybiegła Alice, długo chwiały się się na zawiasach a klamka..." Przecinek przed "a".
    "— Tak, Marucho ma rację! — zgodził się Preyas..." Preyasa Maura wyrzuciła razem z Tigrerrą w szesnastym rozdziale...
    "Nie wiedząc czemu, Dan wyobraził sobie nagle jak w ogarniętej go złości rozrywa wojownikom brzuchy i wywija trzewia na płoty sąsiadów." Przecinek przed "jak". I nie "ogarniętej" tylko "ogarniającej".
    "Chociaż Kuso tego nie okazywał wiedział, iż dodaje mu to siły i nie pozwala partnerowi upaść." Przecinek przed "wiedział".
    "Ponadto w ogóle nie robił sobie z „sprzeciwów” jego dziewczyny, tak jakby uważał je za fałszywe." Wydaje mi się, że powinno być: "Ponadto w ogóle nic nie robił sobie ze "sprzeciwów" dziewczyny..."
    "Szybko potem wyrzucił z siebie te myśli przekonując się, że to tylko głupie obawy wywołane właśnie przez zazdrość..." Przecinek przed "przekonując się".
    " — Pieprzony Kazami. Stracił u mnie miano przyjaciela — wycedził. Jak on może sądzić, że ja, który straciłem najwięcej przez Bractwo, mogę się z nimi bratać?!" Chyba brakuje myślnika. Jeśli to o brataniu się z Bractwem powiedział na głos.
    " — To właśnie robią emocję, kiedy w naszym życiu pojawiają się samice." W liczbie mnogiej "emocje".
    "Po mimo ciążących mu na sercu przykrych uczuć..." Razem: "pomimo".
    "Sień tutaj kończył się z kamienną posadzką." Zjedzona litera: "kończyła się".
    "Wtedy już pokusił się o zapalenie światła aby nie wywrócić się na dość starych schodach." Przecinek przed "aby". No, to wszystko. Rany. Ale się poprzyczepiałam. Sam rozdział chyba już jutro skomentuję. Dzisiaj jestem wykończona. Wymęczyły mnie te ataki kaszlu. Suchy (chyba najgorszy). Czuje się jak balon, z którego ktoś spuścił powietrze...
    Ruth: Balon nic nie czuje! To rzecz!
    O, hej. Dawno cię nie było. Żadnego znaku nie dawałaś.
    Ruth: Noo...musiałam uśpić czujność tej psychopatki. To przecież podstawa. Przyczaiłam się i potem bam! Uderzyłam. Nie tylko ona zna się na podstępach. *unosi dumnie głowę*
    Mhm. Dobra. Póki co odpadam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. ;) Więcej błędów chyba nie mogłam zrobić. Faktycznie, zamiast Preyasa miał być Gorem, który odezwał się znowu i przyznał rację, bo był tak bardzo zmęczony. Pewnie dlatego, że pisałam o Marucho mi się pomyliło. Plus dla Ciebie za czytanie ze zrozumieniem. :) Błędy poprawiłam, choć w niektórych miejscach (w dwóch bodajże) nie dodałam przecinka, bo się nie zgadzam. Jak się upewnię i faktycznie wyjdzie na Twoje, to przyznam rację i wstawię. :P
      Czekam na drugi komentarz zatem. I miło Cię widzieć, Ruth. ^^
      Wracaj do zdrowia!

      Usuń
    2. Ok. :) Nigdy nie twierdziłam, że jestem nieomylna. Mogłam się gdzieś rozpędzić z tymi przecinkami. ^^"
      No, dobra. Pora chyba na przyjemniejszą część (może niekoniecznie dla niektórych bohaterów, hehehe). Dan...Czy ja mam mu zaserwować capoeirowe combo, żeby ogarnął dupę? Tak. Nawet w tym stanie dam radę. Znowu się użala. Ten jego cholerny tryb: "O ja biedny! O ja nieszczęśliwy! Zabrali mi Ruuno!". Wrr. Jak nie oskarża o współpracę z Bractwem, to zarzuca wszystkim, że są leniwi i nic nie robią. A on sam to co?! Tylko siedzi i smędzi.
      Gill: I taka oferma nas pokonała? *facepalm* Żenujące.
      No. Może dlatego, że żaden z jego bliskich nie był zagrożony? Może byłoby inaczej gdybyście jakoś dorwali Misaki. Lub jego rodzinkę.
      Gill: Mhm... Twórcy na to nie wpadli. Bo dobro musi zwyciężyć.
      No wiem. Rzygać się czasem chce od tych happy endów. Do Kuso to już chyba wszystko.
      Alice. Nasza mała sierotka. Dwóch "samców" o nią walczy. I co? Biedna, pokrzywdzona dziewczynka płacze. Znowu. Zamiast jakoś to rozwiązać. Nie żeby to było łatwe. Ale też nie niemożliwe. I znowu zaryczana i zasmarkana uciekła do swojego pokoju. I gdzie ta twardość psiej kupki po Pedigree? (rozwaliło mnie to, kiedy przeczytałam w którejś twojej odpowiedzi do Raylie. XD) Chyba tyle do niej...
      Gill: Chyba to już drugi "hejt". Ani jednego pozytywnego słowa. Nie mogłaś darować z tą "sierotką"?
      Hm? Nie lubisz tego słowa? Czemu?
      Gill: Nie twoja sprawa.
      Okej, okej. Dalej. Spectra. Do niego za dużo nie mam. Podoba mu się Alice. Jest nią zauroczony. Ma też sporo wątpliwości. Całkiem normalnych, naturalnych. Ona jest człowiekiem, a on Vestalianinem. Ale i tak mu zależy. Choć wie o tym, jak to z Shunem było. Hm. Zazdrość go bierze...
      Ruth: A ja mam coś do Phantoma! Przedmiotowo traktuje kobiety! Twierdzi, że Alice jest "jego". No, naprawdę coś mnie przy takich facetach trafia. Czy ona jest rzeczą, żeby uważać ją za swoją własność?! Powinna go jakaś strzelić w mordę! Mogę ja? Prooszę.
      Innym razem. Maura. No i wiadomo skąd tytuł "Teatr". Zaczęła poważniej swoją grę. Niby taka zagubiona, smutna i rozbita. I już łapie Spectrę. Już facet nie taki pewny, jak to jest. Daje się nabierać na to, że wszyscy chcą się jej pozbyć. Że Bractwo ją porzuciło. Ta, jasne. Dała się złapać. Ha! Dobrze, że Danowi coś w tym śmierdzi. Ale że Drago niczego nie podejrzewa? Trochę dziwne... Ogółem (mimo tych hejtów na bohaterów ^^") rozdział mi się podobał. Nie nudził. Było dużo emocji. No i...Maura w akcji. Oj, cwana dziewczyna. Hm. Podobnie jak Raylie spodziewałam się czegoś z Shunem i Ashcro (łowca; predator. XD). I tego...może wzmianki o trupie Gusa...
      Gill: Po prostu musi według ciebie umrzeć? Uparłaś się?
      *kiwa energicznie głową* Mhm. Nie widzę żadnych "za".
      Gill: Jest ktokolwiek komu nie życzysz śmierci?
      Oczywiście! Nie życzę jej Ashcro (słodziak. :-3), Blake'owi (mój kochany wariat), Olusiowi (no, jak go tu nie lubić?)...Kyuzo i Maurze też nie. Bambi jest mi obojętna.

      Usuń
    3. Przyjemniejsza część. :D Uwielbiam, kiedy jeździsz po postaciach. Przynajmniej wiem, że nie wieje nigdzie ani Mary Sue, ani Gary Stu - że bohaterowie zwyczajnie mają charaktery i mają wady, tak jak normalni ludzie. :x Miejmy nadzieję, że po swoich ciężkich okresach każdy z wojowników przejdzie tę swoją duchową przemianę.
      Dan tez pracuje. :x Nie obija się - główkuje nad planem, rozmyśla nad możliwymi miejscami, w których to Bractwo może przebywać. Owszem, użala się i do przesady, ale zrobić? Jest tak bardzo zakochany, a słowa Maury, że Runo może już nie żyć dobijają go jeszcze bardziej. Myślę, że każdy z nas zachowywałby się podobnie - mało by jadł i spał, byle tylko odzyskać obiekt miłości. Pamiętajmy, że Wojownicy mają wciąż do zbadania komunikator. ^^
      Alice jest rozdarta. Nie wie, z którym będzie jej lepiej, dlatego właśnie płacze. Shun kochała od zawsze, ma z nim dużo wspólnego, jednak to Spectra daje jej wsparcie: pomaga rozwiązać problem z Maskaradem, a także w każdej chwili gotowy jest dać ramię do wypłakania się.
      Tytuł 'Teatr" jest nie tylko nawiązaniem do sceny z Maurą. ;x Symbolicznie ma też nawiązać właśnie do zachowywania się Alice i Spectry. Fragment ze ściągnięciem maski; fałszywe uczucia Alice...
      Spectra będzie dużo jeszcze rozmyślać nad słowami Maury. Po pierwszej takiej scenie to za mało, żeby mógł jej uwierzyć. Bierze pod uwagę to, iż może udawać, a więc Maura będzie musiała się wykazać. :x
      Drago nie podejrzewa, bo widzi to wszystko w jasnych barwach: została pokonana przez truciznę Shuna, nic nie wskazywało na to, żeby miała dać się pokonać. Dan podejrzewa przez swoje uczucia. Jak można było zauważyć - jest w stanie każdego oskarżyć o zdradę.
      Haha. :D O rany, rany. Jak Ty strasznie chcesz jego śmierci. :D Biedny Gus. Przykro mi, ale musisz uzbroić się w cierpliwość. :x Wpierw musi być scena z uciekającym Shunem.
      Ugh, Bambi aż tak obojętna? Kurczę, nie dostała nawet jednego głosu w sondzie. x.x

      Usuń
    4. Serio to uwielbiasz? XD Nawet jak czasem nienajładniejszych słów używam? Hm. Chyba głównie po Młodych Wojownikach jeżdżę.
      Z Danem to chyba tak miałam (od samego początku): "Jaki frajer. Dał się pobić dziewczynie. Uu, porwali Runo, a on nic nie potrafił zrobić. Rany, użala się nad sobą. Ech, jeszcze więcej smędzenia. No, nieco lepiej. Ble, znowu się bawi w pesymistę i zachowuje jak idiota."
      Shun: "Czego on nie pogada z Alice? Co za kretyn. Naskakuje na biedną Gehabich. W końcu mu ją Spectra z przed nosa sprzątnie. Co za oferma. Tak się dał załatwić temu Ashcro. Co?! Alice się dla niego naraża, a on ją o takie coś oskarża?! Niech cierpi! No, wreszcie coś dobrze zrobił. Niee...znowu spieprzył sprawę. I uciekł..."
      Marucho (do niego właściwie tylko jedno): "No, śmielej, chłopie. Chociaż troszkę".
      Do Julie nic poza tym, co mnie drażniło w anime. Taka...słodka-idiotka.
      Alice: "Wow. Poleciała ratować Kazamiego. Poza tym...sierota."
      Gill: *mruży z niezadowolenia oczy*
      Rany...nie bądź taki drażliwy. Em... Ze Spectrą wiadomo jak. Z Bractwa...niektórych na początku nie lubiłam, ale potem mi przeszło. ^^ I dobrze, że prócz zalet mają wady. Są dzięki temu bardziej "prawdziwi", "z krwi i kości". Będę czekać na te przemiany. ;) No, niech będzie, że Dan też pracuje. Postaram się być bardziej wyrozumiała. Ale niech on chociaż spróbuje pomyśleć ze dwa razy zanim coś palnie. Alice...niech się dowie z którym lepiej. Shuna dłużej zna. I on zawsze lepiej ją rozumiał... Tak mi się wydaje. Zobaczymy, jak to z Maurą dalej się potoczy.
      Drago... Hm. Jakby nie było jest kilkuwiecznym (może i starszym) bakuganem. Powinien mieć więcej takiej życiowej mądrości. Wiedzieć, że nie zawsze wszystko jest takie, jakim się wydaje. Choć z drugiej strony...może nie jest aż tak zaznajomiony ze światem ludzi (i innymi).
      Heh. No z Gusem jest tak, że w anime nie zyskał mojej sympatii. I przez to ma u mnie przechlapane. Cierpliwość. Hm... Gill! Pożycz mi trochę swojej!
      Gill: Wiesz, że to niemożliwe? Sama musisz nad tym popracować.
      Hm. Uciekający Shun... Jakie on może mieć szanse? Mnie wydaje się, że Ashcro jest w szczytowej formie (lub bardzo jej bliski). O Kazamim chyba nie można tego powiedzieć.
      No, niestety. Ma Bambi (jelonek! XD) pecha.
      Ruth: Napewno nie mogę Spectrze sprzedać gundaliańskiego liścia? Ładnie prooszę...
      O nie. Nie chcemy mu chyba zepsuć buźki elektrycznym oparzeniem, nie?

      Usuń
    5. Tak, uwielbiam. Uwielbiam czytać Twoją krytykę na temat postaci. To mi pomaga nie tylko to wszystko ogarnąć, ale i zwracać bardziej uwagę na możliwość wystąpienia wad, które mogłyby zniechęcić czytelników do czytania. Jako autorka sama mam prawo tego nie widzieć, więc Ty mi w tym świetnie pomagasz.
      Nie Ty jedna nie lubisz Dana. :x Znaczy - czy ja go nie lubię? - nie darzę go na pewno jakąś sympatią, wkurzał mnie nie raz w anime... po prostu jest tak przesadzoną w pozytywne walory, cechy i zalety postacią, iż jest dla mnie wstrętny... Rozumiem, że to główny bohater, no ale serio? Tylko jeden Dan i Drago ratowali świat w ostatniej serii. Biorę pod uwagę to, iz w tym opowiadaniu pewnie lekko się na nim wyżywam. ^^ Mam nadzieję, że później wyjdzie mu to na dobre...
      Kogo z Bractwa nie lubiłaś na początku? I czemu Ci przeszło? Co się do tego przyczyniło? :x To bardzo ważne dla mnie.

      Usuń
    6. Z ostatniej serii to chyba tylko część z Mag Melem widziałam (niecałą) i parę odcinków z drugiej. Oj, jak mnie w pierwszej Kuso wkurzał. Zarozumiały idiota. Coś jak: "Jaki jestem super i wspaniały. Potrafię z Drago przywołać mechtosrakę. Co z tego, że do dupy nad nią panuję?" Nie podobały mi się mechtogany. Fuj, fuj. A. No i jeszcze to jak traktował swoich przyjaciół, jak mu mówili, że powinien się wstrzymać od walk. "Jestem pierwszym Młodym Wojownikiem. Liderem. Nie zamierzam tego słuchać." Dobrze, że Paige to drażniło.
      Ruth: Szkoda, że tylko krzyczała i mu wymyślała. Mogła mu przywalić. Może szybciej by się wtedy ogarnął. Pajac jeden.
      No. Żal mi wtedy było Marucho.
      Haha. A wyżywaj się na nim. Niech cierpi. Muahahaha!
      Co do Bractwa. Na początku nieco drażnił mnie Blake i Olek. Ok, bawiło, jak Ryder mówił na Runo "rybko", "mała ptaszyno" i "słodka kruszyno", a o sobie "Blakuś"... Ale wkurzało jak opowiadał Misaki o pysznościach z kolacji, kiedy ona dostawała jakieś "gluty". I ten tekst o ruchaniu. Nie lubię zboczeńców (co nie przeszkadza mi o takich pisać; Trillcio święty nie jest). Przeszło mi po scenie z trupem Barona. Ta. To chyba dziwne... A z Olkiem... Na początku wydawało mi się, że tylko drzeć się potrfi i o seksie myśli. I Maurę wykorzystuje. Zboczuch. Nie podoba mi się przedmiotowe traktowanie kobiet. Nawet nie pozwolił potem dziewczynie odpocząć. Później zaciekawiły mnie rytuały. No i rozbawiło mnie, kiedy nazwanie "potworem" potraktował jako komplement. I jakoś już nie potrafiłam go nie lubić. ^^" Pewnie też nieco przez to, że mam słabość do czarnych charakterów. Ale w Najeźdźcach Barodius mnie wkurzał. Taki potężny i niepokonany. Byle jak poddanych traktował. Bez słabości. Ble. Ja bym mu jakąś wstydliwą dała, hehe.

      Usuń
    7. Grr. Znowu jakąś literę zjadłam. Miało być "potrafi".

      Usuń
    8. Dan w każdej serii był zarozumiały. W pierwszej bywały momenty, w których przyznawał się do winy tak bardzo, że zaczynał mocno po sobie jeździć - np. kiedy porzucił drago. Dzięki temu miałam takie wrażenie, że nie jest jakimś Garym Stu, a po prostu wykreowaną postacią. W dalszych seriach zaczęło to zanikać wraz z wpychaniem się Amerykanów do Bakugana... Wszystko zaczynało się psuć. Te wszystkie właśnie transformery, mega-puapki, mega-działa, mega-mechtogany i mega-humanoidalne bakugany... To wszystko mnie zrażało, że aż się nie chciało tego oglądać... Jedyne, co mi się podobało to stworzenie Bakugan City z arenami na walki. Reszta ssie.
      Blake: Cooo, Mary mnie nie lubiła? Mnie się nie da nie lubić! To ja was wszystkie kruszynki, śliczne dziewczynki bym wyściskał, a tu jedna taki nóż... w serce wbija! Jak mogę mieć pewność, czy faktycznie po tym trupie Barona przeszło...
      Huhu, mnie w Najeźdzcach wkurzali chyba wszyscy Gundalianie oprócz Airzela. Jego jakoś nie umiałam się czepiać. Najgorsza była Kazarina - tak mnie wkurzała, że miałam ochotę za wszelką cenę ją stamtąd wyrzucić...

      Usuń
    9. Ooj, tylko nie smutaj. Naprawdę przeszło, kochany wariacie. *poklepuje lekko Blake'a po łysej głowie* Na dłuższą metę niektórych po prostu nie potrafię nie lubić. ^^ Ty się do nich zaliczasz. Oluś też. Hm. Jestem tylko mocno wyczulona na...ee...zboczoność. Może przez to, że mama i jej przyjaciółka próbowały mnie na feministkę wychować... ^^".
      Stoica: Może jeszcze dasz mu buziaka w łysą pałę?
      Niee...póki się nie wykuruję.
      Hm. Trzecią serię lubiłam. Jakoś bardzo mi nie przeszkadzały zestawy bojowe. Czemu wszyscy poza Airzelem cię wkurzali? Ja ze Zgromadzenia nie lubiłam tylko Barodiusa i Kazariny. Nurzak był mi obojętny. Gilla, Airzela i Stoikę uwielbiam. A z bandy Rena Jessego. I trochę Masona lubię. Lena strasznie arogancka w bitwach się robiła. Sid mnie drażnił. Zenet chwilami też. Rozhisteryzowana nastolatka. Krawler raczej był mi obojętny.
      Stoica: Ale co wy widzicie w Airzelu? Przecież to nudny sztywniak! Czekaj, Layali. Wkurzałem cię? Jak to? Jestem fajnym, zwariowanym rudzielcem. Jak można mnie nie lubić? *pociąga nosem* Ranisz moje uczucia!
      Jaasne. Nie rób cyrku. Hm. A Gill? Heh. Czasem sobie puszczam scenę jak zabija Kazarinę...hehe. Też jej nie znosiłam.

      Usuń
    10. Próbowano wychować Cię na feministkę?:x O!
      Z bandy Rena nie lubię nikogo. Ren w miarę lubię. Barodiusa moge powiedziec, że też. Kazarina - grrr. Gill - jest ok. Stoica - trochę ok, trochę grr (wybacz! xD). Nie mogłam znieść na początku Twego charakteru. Potem się... przyzwyczaiłam i zaczęłam traktować jak Shadowa, czyli lubić. Jest jeszcze ten taki łysol z brodą od subterry, którego tak bardzo nigdy nie chciałam oglądać, że przewijałam sceny z nim. Nieważne, z kim się pojedynkował. ^^"

      Usuń
  4. rozdział świetny ogromnie mi się podobał! :D
    Biedny Spectra nie wie co zrobić, nie wie czy ją kocha i czy ona kocha jego... jak dla mnie Alice może być z kimkolwiek. Wole Runo której strasznie mi brakuje. Biedna, wciąż jest na tym stole operacyjnym? Mam nadzieje ze przeżyje...Dan tak strasznie się o nią martwi...
    Gdzie jest Shun?! Nie było walki jego z Ashcro no nie....
    Będzie w nastepnym rozdziale? Mam nadzieje, że tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, czy jest czego zazdrościć. ^^
      Tak, Runo jest wciąż na stole operacyjnym. :) Niestety do sceny z Ashcro i z Shunem trza poczekać. Mogę obiecać, że będzie w następnym rozdziale.

      Usuń
  5. *-* kawaii... te opisy... ta fabuła...
    Najlepsze bakugan opowiadanie jakie czytałam a czytałam bardzo dawno temu... dzięki Tobie mam ochotę wrócić do pisania *-*
    ~S

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, witaj. ^^
      Niezwykle miło mi czytać coś takiego. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę i długo tu pobędziesz. Wracaj, wracaj do pisania! Będę mieć mega frajdę - zwłaszcza, jeśli będzie to opowiadanie o Bakugan. ^^
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. why Maura is sometimes Maury?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, hi there. ^^" Its hard to explain.... I have not enought english skills to explain this to u. I can only say that it is still the same person so if u notice somewhere "Maury", read this as "Maura". Do not care about the last letter. I guess reading this is quite a challenge. :D Are u from deviantart?

      Usuń
  7. Ooo moj Boże :) rozdział jak zawsze świetny :D ooch.. Spectra rozbity.. biedaczek. Where is my god Ashcro?! ^^ brakowało mi go w tym rozdziale. A Alice to jjuż by się zdecydować mogła.. moim zdaniem z niej to cicha woda jest ;) pozdrawiam i zapraszam do siebie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ashcro jest w podróży. Moim zdaniem również Alice mogłaby się już zdecydować, jednak na wszystko musi przyjść czas. :) Tak, biedny Spectra. Postaram się nie przysporzyć mu za wiele cierpień.
      Pozdrawiam!

      Usuń