— Maruchooo! Błagam nie mów mi tylko, że całą
noc spędziłeś tutaj!
Blondyn raptownie ocknął się i przetarł ręką
zaklejone oczy. Po chwili sięgnął po okulary, które przez noc zleciały mu z
nosa, a założywszy je z powrotem, przybrał wyprostowaną postawę jak na
profesorka przystało.
— Nie śpię, nie śpię! — rzekł.
Julie podeszła do biurka, przy którym siedział
przyjaciel. Jej srebrne włosy chociaż lekko rozczochrane, mieniły się białym
blaskiem w świetle nowego dnia. W jednej sekundzie równie zmęczona twarz Julie,
co Marucho, rozpromieniła się wielkim uśmiechem.
— Z czego się śmiejesz? — zapytał
zaciekawiony. Makimoto potrzebowała jednak dłuższej chwili na uspokojenie
swojego śmiechu, by mu odpowiedzieć.
— Klawiatura mocno odcisnęła ci się na
policzku.
Marucho zawstydził się raptownie i dłonią
zaczął szybko rozmasowywać swój prawy policzek. Julie natomiast przestała się
śmiać i podeszła do komputera, chcąc wyłapać może jakieś nowe, ciekawe
informacje. Niestety tabele liczb i obcych dla niej szyfrów nie mówiły jej nic.
— To jak idzie szukanie tego przeklętego
Bractwa? — spytała.
— Beznadziejnie. Nie wiem do której w nocy
siedziałem, ale można rzec, że całkowicie na marne, bo nie udało mi się
dowiedzieć niczego nowego na ich temat ani aktualnego miejsca pobytu. Czasem
żałuję, że każdy z nas nie ma czujników wbudowanych w ciała! Wtedy sprawa
byłaby zupełnie prostsza. Aczkolwiek z jednej strony dobrze, bo to też działa w
obie strony… Tak czy inaczej, jestem w punkcie wyjścia, niestety. Nie
potrafiłem się coś w ogóle skupić. Myślę, że to przez to zamieszanie na
Vestroii…
— Och tak! Ja nie mogłam praktycznie zmrużyć
oka. Cały czas miałam w głowie słowa Dana o tym, co stało się Shunowi i przez
to się jedynie zamartwiałam. Hm. Nie mogę znaleźć Alice od wczoraj, a
praktycznie od momentu, kiedy Dan nam o tym powiedział. Widziałeś ją może?
— Nie. Ciągle siedziałem tutaj przy kompie i
nie odrywałem się od niego. Jak Dan tak nagle się rozłączył straciliśmy na
dobre z nimi połączenie. Próbowałem to naprawić, ale nici z tego — powiedział i
posmutniał zrazu. — Ale to, że nie ma Alice to poważna sprawa. Sprawdzałaś
teraz z rana jej pokój może?
— Tak. Jest pusty — odparła.
— Pusty? — Marucho nagle wstał od biurka. — A
co jeśli Bractwo ją też porwało?
Muszę odzyskać połączenie z Danem! — oznajmił, po czym zaczął wstukiwać
przedziwne szyfry, a otworzone w efekcie okna wyświetlały obrazy wspólne z
Vestroią oraz z bazą, w której przebywa Dan i reszta. Niestety baza posiadała
tak bardzo zabezpieczony system, że nie zezwalała na zawarcie połączenia z nią
osobników z zewnątrz.
— Nie strasz mnie, Marucho! — rzekła Julie i
zastanowiła się przez chwilę. — Alice mówiła, że nie może jechać na Nową Vestroię, bo ma tu dużo
pracy. Pewnie po prostu wcześnie rano poszła do szpitala i wróci wieczorem.
Poczekajmy, ok? Nie wnośmy jeszcze alarmu.
— Jeśli tak jest, to Alice powinna zostawić
nam wiadomość, gdzie poszła i o której wróci. Chyba dobrze wie, jaki jest stan
zagrożenia, i że musimy się nawzajem
informować o wszystkim. Hydranoida też nie ma, prawda? Jeśli złapano ją z
Hydranoidem, to możemy od razu popełnić harakiri!
Nagle wyskoczył zielony komunikat na
monitorze komputera.
— Tak! Udało mi się obejść zabezpieczenia bazy
Gusa! Wyślę do nich wiadomość.
— Niesamowite! Wystarczyło powiedzieć, że
Alice zniknęła i już wszystko ci wychodzi — skomentowała ironicznie Julie.
— Daj spokój! Moje serce należy tylko do
Bambi.
Julie poszła do kuchni, w której
zaparzyła sobie gorącej herbaty. Ostatnie wydarzenia mocno odzwierciedliły się
na jej ślicznej twarzy i przez to teraz miała codziennie wory pod oczami.
Tęskniła za czasem, w którym to każdy z nich mógł spokojnie wychodzić sobie z
domu i żyć. Czas ten był przecież jeszcze tak niedawno,a wydawał się być niesamowicie odległy. Tak bardzo chciała móc
zobaczyć się chociażby z Billym. Nudziło już ją smsowanie z nim. Pragnęła go
przytulić, pocałować... Nowe zamieszanie z Alice zdołowało ją dodatkowo. W duchu
liczyła, że nic jej nie jest, a także wciąż modliła się o przychylny los dla
Shuna.
Na Nowej Vestroii też nastał nowy dzień. Ten
okazał się znacznie weselszy, bo w pomieszczeniu, gdzie leżał Shun, wreszcie
zamigotały pogodne wiadomości na temat stanu jego zdrowia. Czuwająca przy nim przez całą noc
vestaliańska pielęgniarka z radością poinformowała o tym Gusa, jako że on miał
pierwszeństwo dowiedzieć się pierwszy, bo do niego baza należała. A ponieważ przebywał z nim wybudzony z niemiłego snu Dan, też się dowiedział i pobiegł
do przyjaciela z nadzieją usłyszenia wreszcie jego trzeźwego głosu.
I tak też się stało. Kiedy przybył razem z
Gusem do pokoju, w którym to jeszcze nie tak dawno rozgrywała się zacięta walka
o życie Kazamiego, wojownik Ventusa właśnie się budził.
Najpierw zobaczył bielone ściany i półmrok,
bo nigdzie nie było okien. Później udało mu się spostrzec nieznane mu aparatury
(wyglądające mimo wszystko na szpitalne), oraz ekrany z monitoringiem na jego
serce i ramię. Wtedy przypomniał sobie, co się dokładnie ostatnio wydarzyło, a
także odezwał się ból w zaszytej kończynie. Jak spróbował podnieść głowę poczuł
lekkie omdlenie – był osłabiony.
— Shun? — odezwał się Dan, który ni stąd, ni
zowąd zjawił się przy jego łóżku. Widząc, że przyjaciel nie jest martwy,
uśmiechnął się od ucha do ucha. — O rany, stary! Wiesz jakiego stracha nam
zrobiłeś? Nawet nie wiesz jak się cieszę, że widzę cię przytomnego!
— Dan? — mruknął słabo Shun. — Jesteśmy nadal
na Nowej Vestroii? Co z bakuganami? Jak się walka zakończyła?
— Wszystko dobrze, nie martw się. Kiedy
straciłeś przytomność, faktycznie myśleliśmy, że to już koniec. Na szczęście
Gus przybył w samą porę ze swoją armią — tu powiódł wzrokiem za Gusem, który
stał z boku i nie chciał się na razie wtrącać. — Mocno oberwałeś. Mogłeś nie tylko
stracić rękę, ale i życie. Wiesz, tutaj na Vestroii nie mieli twojej krwi i tak
dalej. Na szczęście Alice zjawiła się z pomocą!
Shun otworzył szerzej oczy.
— Alice? Alice jest tutaj? Myślałem, że jej
nie ma…
— Bo nie było. Byłem tak zrozpaczony, że
skontaktowałem się z naszą „bazą” na Ziemi i powiedziałem Marucho, Alice i
Julie, co się stało. Minęła jakaś minuta, może dwie i Alice pojawiła się tutaj!
Teleportowała się za pomocą tej swojej karty wraz ze wszystkimi rzeczami, które
były potrzebne aby ocalić cię przed śmiercią. Zreperowała ci też tę rękę. Za
niedługi czas powinna być sprawna jak kiedyś.
Shun zamilkł. Przez dłuższą chwilę próbował
sobie poukładać w głowie i skalkulować to, co usłyszał. Z jednej strony jego
serce ucieszyło się na wieść, że Alice przejęła się jego stanem zdrowia i
natychmiast teleportowała do Nowej Vestroii, by pomóc. Ale z drugiej odezwało się
w nim poczucie winy i żal do samego siebie, bo jednocześnie zrozumiał, że nie
był w stosunku do niej miły ani sprawiedliwy na Ziemi. Miał do siebie pretensje
o to, że tak późno to sobie uświadomił. W myślach zechciał wyzywać się od
najgorszych, jednak obudzony rozum mówił, że nic tym nie wskóra, a powinien
wykorzystać czas na zorganizowanie z nią rozmowy.
Nagle zrozumiał też, jak bardzo jest jej
wdzięczny i jak bardzo pragnie się z nią pogodzić.
— Gdzie jest teraz Alice? Muszę się z nią
zobaczyć — zaczął. Gdy spróbował się podnieść, zdrętwiałe kości i mięśnie
zaprotestowały atakiem bólu w całym ciele. Dan również pohamował go wyciągniętą
ręką.
— Spokojnie, stary! Najpierw to tu leż i
odpoczywaj dalej. Myślę, że najpierw powinieneś też coś zjeść. Alice mogę ci tu
przyprowadzić. Na pewno się ucieszy widząc cię z takim zapałem energii! — zaśmiał
się. — Gus? — zawołał przyjaciela, który od razu podszedł do niego i Shuna,
jakby dopiero to zawołanie dało mu pozwolenie na wyjście „z cienia”. — Wczoraj
było tu trochę małe zamieszanie i nie wiem, do jakiego pokoju po operacji się
ona udała. Może ty wiesz?
— Ostatni raz widziałem ją z mistrzem Spectrą
w jego pokoju. To był środek nocy, ona była zmęczona i pewnie pomyliła pokoje,
jednak nie widziałem, żeby z niego później wychodziła. Zresztą sam poszedłem
zaraz spać — powiedział. Wówczas Shun wybuchł:
— Że co?!
Zarówno Dan jak i Gus popatrzyli na niego z
lekkim zszokowaniem w oczach. Shun odebrał słowa Grova w ten sposób, że
wyobraził sobie Gehabich w jednym łóżku z Spectrą, i że to w taki sposób
spędziła noc, w której on walczył o życie. Nikt inny podobnie nie pomyślał, bo też
nie było na taką wersję dowodów.
— Sprawdzę czy tam jest, jak nie to poszukam
jej gdzie indziej. Baza ta nie jest duża. Chyba że teleportowała się z powrotem
na Ziemię — dodał Gus.
— Pójdę z tobą — stwierdził Dan. — A ty leż i
się stąd nie ruszaj — rozkazał Shunowi z szczerym uśmiechem na ustach.
Niezwykle rad był widzieć go przytomnego.
Kazami owszem usłuchał jego słów. Sam zresztą
nie zamierzał odczepiać od siebie kroplówki i innych kabelków, bo nie marzyło
mu się ponowne zapadnięcie w śpiączkę, kiedy zwykła próba przyjęcia postawy
siedzącej wywoływała silne zawroty głowy. Niestety samo też bezczynnie leżenie
nie było przyjemne, gdy w myślach miał tylko wizje Alice w ramionach Spectry.
Gus i Dan znaleźli Alice na korytarzu w
towarzystwie Spectry. Rudowłosa spędziła resztę nocy w zupełnie innym pokoju –
Spectrę zostawiła niedługo po zakończeniu rozmowy. Z rana jednak ponownie ją
odwiedził i zaproponował wspólne śniadanie. Plan ten zaraz poszedł w
zapomnienie, kiedy to dowiedzieli się o wybudzeniu się Shuna.
— Poważnie? Byłam pewna, że będzie spać
jeszcze z parę dni — rzekła Alice, nie ukrywając zdziwienia.
— Tutaj na Vestroii czas leci inaczej.
Możliwe, że miało to jakiś wpływ na jego organizm — odparł Gus. — Zresztą nie
wiem, nie znam się. — I machnął ręką.
— Lećmy go zobaczyć! — zawołała dziewczyna, a
że podczas marszu po korytarzu trzymała Keitha pod ramię, pociągnęła go za
sobą.
Szybkim i podekscytowanym chodem dotarli do
Shuna w przeciągu kilku sekund jako pierwsi. Dan i Gus dołączyli nieco później.
Alice nacisnęła klamkę i wpadła wraz z Keithem do pokoju. Odgłos otwieranych
drzwi zaalarmował Shuna, który raptownie wbił wzrok wejście. Gdy ujrzał w nich
Alice w parze ze Spectrą, dobre samopoczucie opuściło jego duszę.
— Shun! — krzyknęła rudowłosa. Jednocześnie
puściła Keitha i pobiegła do Kazamiego, by go przytulić. Wtedy pozwoliła łzom
spłynąć po policzkach, bo jeszcze nigdy nie poczuła się tak szczęśliwie.
Niestety Shun nie czuł tej radości, a gniew.
— Dobrze, że jesteś wśród żywych — powiedział
entuzjastycznie Keith. Kazami go zignorował.
— Fajnie ci się z nim spędza czas? — spytał
Gehabich, która nie puszczając go z objęć, popatrzyła mu z zapytaniem w oczy. —
Noc z nim też była fajna? Cóż, mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa. Ratować mnie
nie musiałaś. Pewnie zrobiłaś to z jakiegoś poczucia obowiązku i spłacenia
długu, że wiele razy ja pomagałem tobie, no i że jesteśmy drużyną.
— Co ty znowu zaczynasz?! — Alice wybuchła.
— Nic nie zaczynam! Mówię tylko, że nie musisz
się wysilać i teleportować, by mnie ratować. Tutejsi lekarze na pewno by się
mną zajęli. Nie marnuj swojego czasu z nim na mnie. W każdym razie, dziękuję za
załatanie ręki.
— Shun! — krzyknęła na niego. — Żadnego
swojego czasu nie marnowałam na ratowanie ciebie! Jak możesz w ogóle tak mówić?
Nie wiem co insynuujesz. Nic między mną a Keithem nie ma!
Mówiąc to Keith spuścił lekko głowę, jakby w
zawodzie.
— Pewnie, tylko przypadkowo spędzasz noc w
jego pokoju! — rzucił sarkastycznie.
Dan i Gus popatrzyli po sobie, a potem na
Spectrę, który swoim wyrazem twarzy dał znać, że też nie rozumie pretensji
Shuna.
— Odczep się ode mnie! Porozmawialiśmy tylko
i…
— Tak, zawsze się przecież zaczyna od
rozmowy! — urwał jej. — Przynajmniej nie zaprzeczasz, że u niego byłaś. I to
długo, bo mamy ranek, a ty nadal z nim! Zaraz po zaszyciu u mnie ręki do niego
poszłaś, nie? A co za tym idzie? Nie napracowałaś się przy mnie dużo, więc nie
musisz się następnym razem wysilać.
Alice nie wytrzymała i uderzyła go w twarz.
— Nienawidzę cię! — krzyknęła, a potem
wybiegła szlochając.
— Alice! — zawołał ją na koniec Keith. Dziewczyna
jednak zignorowała go jak i resztę, toteż puściwszy do Shuna puste spojrzenie,
pognał za rudowłosą.
— Tak, biegnij za nią! — Shun nie odpuścił.
Nagle zabolało go zranione ramię. Przeklął
pod nosem. Ból ten jednak był niczym w porównaniu do tego, który miał w
sercu.
____________
NOTE: Mam nadzieję, że tytuł notki nie wzbudzi nienawiści tutejszych czytelników do mnie. ;d
Kocham cię! Naprawdę... Rozdział cudowny, oni się tak pięknie nienawidzą! Nie tak, jak Runo i Dan co są po prostu złośliwi!
OdpowiedzUsuńShun:Nie nadążam za tobą...
Nie próbuj, mój romantyzm jest odrobinkę pokręcony.
S:Serio? Nie zauważyłem!
Ehhh, chodzi oto, że żeby się tak poranić i nienawidzić to trzeba się naprawdę kochać. A, nie jak takie ciepłe kluchy. Co sobie wszystko wybaczają. Chociaż z drugiej strony, Shun mógłby się wreszcie ogarnąć, bo nie panuje nad uczuciami! Ninjy tak nie przystoi!
Alice: Taaa, typowy facet. Niby taki poważny, a jak co to...
S:Znowu zaczynasz!?
A:Bo, jak ci na komuś zależy, to powinieneś mu to okazać!
S:A ty niby lepsza!
A: A żebyś wiedział!!!
Dobra, oni tak mogą przez następną godzinę, a ja muszę komentarz skończyć! Czekam na rozwój sytuacji i na Maurę, która mam nadzieje zamiesza. Jak na razie jest 6:1 dla Keitha i ten pojedynek robi się nudny..
Życzę weny! (bo to zawszę się przydaję)
O mój boże najukochańszy.
OdpowiedzUsuńCoś ty zrobiła!!!!
Końcówkę to ja ledwo co doczytałam!
Ale mi się mimo wszystko rozdział mega podobał.
Jednak Shun... xd
Zamordowałabym go!
Jak on śmiał tak na Alice!
Ale z drugiej strony...
Gus mógł trzymać język za zębami.
Zawód Keitha, który usłyszał słowa Alice. :[
Julie jaka przejęta.
Biedactwo.
Tylko z Marucho została, bez przyjaciółek, bez chłopaka :[
A wracając do Shuna i Alice...
Pogodzą się, nie?
No muszą, bo przecież Spectra z Maurą ten tego...
Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
I czekam na działania Maury i Bambi.
Buziaki i weny :D
PS W końcu odpisała Ci na e-maila ^^ Wiadomość powinna już dojść :D
PS 2 A o co chodzi z tym nagłówkiem z Alice? Bo się trochę zmartwiłam, gdy go zobaczyłam, a na dodatek przetłumaczyłam hasło.
UsuńNie mogę na razie powiedzieć o co chodzi z tym nagłówkiem. :p Dowiesz się niedługo. :)
UsuńDobra. Już chyba tradycyjnie.
OdpowiedzUsuń„Marucho, który wszelako przez ten okres czasu nie zmrużył oka, gdyż dumał i główkował przed komputerem, chcąc wyśledzić bazę Bractwa.”
„Julie, która zawitała do salonu, (będąc ciągle w różowej koszuli nocnej) w jednej chwili pozwoliła sobie na nagłe wybudzenie go swoim piskiem.”
Tylko brakujące przecinki. Zaznaczyłam od razu, gdzie powinny być. I jedno zdanie na końcu mi trochę zgrzyta:
„Ból ten jednak był w porównaniu z niczym od tego, który miał w sercu.”
Nie lepiej: „Ból ten jednak był niczym w porównaniu do tego, który miał w sercu.”? Może to tylko moje odczucie.
Biedny Marucho. Tyle się męczył przy komputerze. Aż mu się klawiatura odcisnęła. „Nie śpię, nie śpię!” — Jakoś zawsze bawi mnie taka reakcja na obudzenie. Czasem mi się to zdarza. Ech. Julie i jej piski. Drażniące.
Dobra. Shun. Dobrze, że się obudził. Chyba. Dan się ucieszył, że o jedno zmartwienie mniej. Kazami miał poczucie winy? I dobrze. Nie był ostatnio dobry dla Alice. Ech. Gus mógł nieco inaczej ująć jak to było ze Spectrą. To, jak potem Shun przez to potraktował Gehabich. No. Ja go chyba zatłukę! *rwie się, żeby sprać Shuna*
Gill: *łapie autorkę w pasie i przyciąga do siebie* Uspokój się. Nie można bić leżących.
Kiedy to idiota! Tak potraktować dziewczynę...Znowu zaczął ze swoimi bzdurnymi oskarżeniami. Mózgu nie ma, czy co?! Zaszkodziłoby mu, jakby się zastanowił? Jak go dorwę, to nie będzie czego zszywać!
Gill: Opanuj się.
Jestem opanowana!
Gill: Nie widać.
Okej. Wdech, wydech. I dobrze, że Alice dała Kazamiemu w twarz. Należało mu się. Ogólnie rozdział mi się podobał. ^^ Ale i tak Shun sobie grabi. Gbur jeden. Zabić go to mało. No, dobra. Już się ogarniam. Czekam na następny rozdział. Jeszcze tylko jutro i przerwa do 23.
Dobrze, dobrze! Niech sie kloca ^^! Zacznę chyba lubić Gusa. Tak sie zastanawiam ze Dan mogl by sie wtracic czy cos zeby powstrzymac Shuna. Ale dobrze w sumie ze tego nie zrobil, jak juz napisalam niech sie kloci z Alice! Zdecydowanie lepiej mi sie czyta cos takiego niz swetasne love story o nich. Wspolczuje Julie, ze jest odizolowywana od swojego chlopaka. Zreszta nie tylko ona. Rozdział bardzo mi się podobał wiec czekam na next :D!
OdpowiedzUsuńMy gadnes.... Shun ty jełopie...
OdpowiedzUsuńJa rozumiem, że jesteś zakochany, ale bez przesady... Powinien wiedzieć, że Alice na nim zależy i nigdy by go nie zdradziła. To jaki był w tym rozdziale potwierdza tylko, ze nie do końca jej ufa, a to z kolei nie skończy się zbyt dobrze. Z resztą sam jesteś sobie, kurde, winien! Trzeba było zebrać się w sobie i jej powiedzieć ZANIM Spectra i Bractwo się pojawiło! A nie teraz masz, kurde, fochy, kurde! Poza tym, jak już wcześniej wspominałam, ona nigdy by cię nie zdradziła, a tym bardziej z Keith'em! (My gadnes, my gadnes... mam przez ciebie skojarzenia, zboczuchu!!! O///O)
Dan: Fiu, fiu... Ale żeś się rozpisała....
Co ty tu robisz?! Gdzie Shun!
Dan: A bo ja wiem? Chyba z Alice na randce...
-.- Ja mu urlopu nie dawałam
Runo *stoi przed drzwiami*: Dan pośpiesz się!
Dan: Już idę! Cześć Autorko *zmywa się*
._. zostałam sama
Will
Super! Chociarz szkoda że Shun się pokłócił tak strasznie z Alice :( Prosze niech wrócom do siebie!
OdpowiedzUsuńOk, znalazłam chwilę czasu, by skomentować :D
OdpowiedzUsuńPrzeszłaś samą siebie.
A Shun jest przewrażliwiony.
Opisy jego zazdrości mogłabym czytać, czytać i czytać... Ale podły, no jak można oskarżać kobietę, która do niego przychodzi i leczy o to, że tej samej nocy go zdradziła?
>.<" No jak? Ech.
Najbardziej zawiedziony to był Spectra, huhu xD Noc z Alice mu się wyobraziła pewnie xD Lol.
Czekam na dalsze losy tego trójkącika :D
Boże to jest genialne.
OdpowiedzUsuńTo w jaki sposób opisujesz to wszystko nie mam słów żeby to opisać.
Shun był okropny >.<
Czekam na kolejne części :D