4/21/2014

014. Wejście Maury


Nowa Vestroia dawno pożegnała Młodych Wojowników i teraz powoli szła spać pod ciemniejącym niebem i trawą gwiazd. Oczywiście nie ze wszystkimi bakuganami, bowiem część (w przewadze z tymi o domenie Darkusa) preferowała nocny tryb życia. Zdecydowanie jednak Gus i część jego załogi woleli  się już położyć. Po dokonaniu ostatnich poprawek w spisie bakuganów na Vestroii oraz sprawdzenia stanu bezpieczeństwa, w tym czy osłony bazy są na noc aktywne, a teren wokół zabezpieczony, Gus zaczął kierować się do swojej kabiny.
— Dobranoc wszystkim! — zawołał przy otwieraniu drzwi.
Ale w odpowiedzi usłyszał jedynie hałas, jakby potężny grom walnął w bazę, powodując aż trzęsienie ziemi. Zrazu włączył się alarm, zaś korytarz zrobił się czerwony od zmiany świateł lamp. Utrzymał równowagę, a gdy tylko grunt pod nogami uspokoił się, zaczął biec w kierunku źródła. Po raz drugi zagrzmiało. Im był bliżej, tym kolejne dźwięki grzmotów zaczęły przybierać nie tylko na sile, ale i na wyraźniejszej barwie – w pewnej chwili jasne się dla niego stało, iż jest to odgłos rozłupywanego dachu bazy.
"Ale przecież dach jest z solidnego betonu i żadne działo nie jest w stanie się przez niego przebić, jedynie bakugan o dużej sile…" - rzekł w myślach.
Mijając róg zamarł w miejscu, bo o to dotarł do miejsca, gdzie jeszcze dosłownie chwilę temu była cała skąpana w bieli Centralna Sala Komunikacyjna Bazy, z mnóstwem paneli komputerowych, ekranów i stoiskiem z ekspresem na kawę (w ogóle niesmacznej dla Ziemian). Teraz była tam wielka dziura, szalał ogień i tańczyły pourywane kable elektryczne, ciskające na boki niebezpiecznymi iskrami. Spostrzegł też kałuże krwi i zwęglone ciała swoich ludzi. Nie wszystkich (na całe szczęście), gdyż niemałej garstce udało się przeżyć i sięgnąć po broń. Przez dziurę w bazie zobaczył śmigające strzały i usłyszał odgłos walki, a także ryki, bodajże smocze.
Raptem długi, zielony smok niczym wąż zwinął się pośrodku vestaliańskich żołnierzy, naprężył, a po chwili zawirował i odwinął się z powrotem, rozrzucając ich swym długim ogonem na wszystkie strony. Jeden żołnierz wleciał przez dziurę do bazy i rąbnął o ścianę metr od Gusa.
Grav zrozumiał nagle jak to się stało, że satelity i wszelkie inne czujniki niczego nie wykryły. Już raz ktoś ich tak obszedł. Niby wprowadzili poprawki, a jednak znów ich to spotkało. Znów zaatakowało ich Bractwo. Z tą tylko różnicą, że był to zaledwie jej jeden przedstawiciel.
— Gus, ocknij się! Słyszysz, co do ciebie mówię?! — wołał jego bakugan Vulcan.
Spojrzał na niego z otwartą buzią. Był w szoku. W głowie nieustannie nęciło go pytanie „jak to znów mogło się stać?”.
— Walczymy, czy uciekamy? — Vulcan powtórzył swoje pytanie, chociaż odpowiedź była jasna.
— Walczymy — odparł Gus i przełknął ślinę na widok chaosu na zewnątrz.
Mimo wszystko zebrał w sobie siłę i zamknął brązową kulkę w pięści, po czym wbiegł w głąb walki. Niewielu żołnierzy pozostało przy życiu i strzelając w baku-smoka starało się coś mu zrobić. On jednak zdawał się być całkowicie niewrażliwy na jakiekolwiek strzały z vestaliańskiej broni i skupił się na rozłupywaniu dalej bazy. Tak jakby czegoś szukał.
Gus odwinął fikołka w bok, by uniknąć spadającego na ziemię gruzu. Warknął na widok swoich martwych ludzi i rzucił bakuganem.
— Rozwal go, Vulcanie! — rozkazał.
— Robi się!
Raptem bakugan powstał.
Vulcan pobiegł na wężo-smoka i objął go w pasie, mocno ściskając. Wrogi bakugan zaryczał i zwrócił na niego swą uwagę. Chociaż Vulcan trzymał go najsilniej jak tylko potrafił, okazał się mieć zbyt śliskie łuski, toteż spokojnie zaczął mu się wyślizgiwać. Smok nagle swym ogonem chwycił Vulcana, a następnie odchylił głowę do tyłu i tak zrobił przewrót, odrzucając bakugana Gusa hen daleko.
— Vulcan! — krzyknął za nim Grav.
Niespodziewanie coś z góry skoczyło do niego, przykucnęło na ułamek sekundy przy jego nogach, a następnie wyprowadziło z dołu cios pięścią w jego szczękę. Gus aż nieco podskoczył, a gdy zawisł w powietrzu, otrzymał drugi cios – tym razem kopniak w brzuch, który odrzucił go do tyłu na jedną z chwiejących się ścian budynku.
Vestalianin zachłysnął się swoją krwią. Była słona. Jak tylko się podniósł, coś niesamowicie szybkiego błysnęło mu przed oczami, a zaraz potem uderzyło w jego dłoń, którą się podpierał. Był to nóż, który przebił się bez problemu przez jego kości, ścięgna i mięśnie, i złączył ze ścianą.
Krew trysnęła, a Gus wrzasnął z bólu.
Uniósł drugą dłoń chcąc wyciągnąć nóż i uwolnić się, lecz zrazu nadleciał drugi i przygwoździł do ściany i drugą rękę. A potem jeszcze i trzeci, i czwarty – te zaś były dłuższe i trafiły w uda. Był całkowicie przygwożdżony!
Bolało. Strasznie bolało. Najdrobniejsze drgnięcie ciałem poruszało któryś z noży, naruszając ranę oraz nerwy. Czuł, że poszły ścięgna. Niechciał jednak upewniać się i spróbować ruszyć palcami u rąk lub stóp.
Podniósł wzrok i spojrzał przed siebie, chcąc chociaż odnaleźć sprawcę tego wszystkiego. Ashcro nie odmówił sobie splunięcia na niego.
— Nie pobrudź mi tylko za bardzo noży. Krew Vestalian schodzi trudniej niż Neathian czy Ziemian. Nawet Gundalian łatwo można zmyć, a wasza jest jakaś nieprzyjemnie klejąca — rzekł i rozejrzał się.
Gus mierzył go spojrzeniem pełnym nienawiści.
— Ja pierdolę — Ashcro zaklął i odwrócił się na pięcie do niego, a ćwieki na zwisających pasach uderzyły się o siebie. — Spóźniłem się? Już odlecieli? Miałem nadzieję zobaczyć zwłoki Kazamiego! Bo zdechł, prawda? — Stanął przed Gusem i zbliżył do niego swoją twarz, co akurat było błędem, bo ten zaraz splunął na niego swoją krwią. Ashcro zastygł w powadze.
— Nie. Przeżył, ty sukinsynu! I możesz być pewny, że on i reszta Młodych Wojowników dopilnuje, byś ty i cała ta twoja banda zapłacili za wszystko, co uczyniliście!
Ashcro jak nie drgnął wcześniej tak i później się nie poruszył. Po dłuższej dopiero chwili wytarł twarz i uśmiechnął się złowrogo.
— Wiesz co, akurat powinieneś być mi wdzięczny, że to ja przyszedłem zniszczyć waszą bazę, a nie ktoś inny z tej mojej „bandy” — rzekł całkiem spokojnie, po czym wyjął krótki nóż zza pasa. Zaczął wolno i ostrożnie przejeżdżać nim po szyi Gusa. — Już dawno mieliśmy w planach rozwalenie tych waszych baz na Vestroii, zaczynając od tej. — Nagle zabrał nóż i zaczął odchodzić. — Wiesz, co by było, gdyby to na przykład taki Kyuzo przyszedł zrobić to zamiast mnie? Jego idea, że świat należy rozpierdolić to jedno, ale to, co robi czasem ze swoimi ofiarami sprawia, że dla mnie to rozpierdalanie światów staje sie niczym. Albo taki Blake? On jest psychicznie chory!
„Jak każdy z was!” – pomyślał Gus, bo tylko na szeptanie myśli miał dość siły.
Ashcro natomiast zatrzymał się i obrócił znów do niego. Między nimi był odstęp jakiś dziesięciu metrów.
— Prawdziwa masakra. Ja z kolei staram się wykorzystywać każdą możliwą sytuację do trenowania swoich umiejętności. Ze swoich ofiar lubię robić tarcze. To jak? Sprawdzimy, co potrafię? — I zaczął mierzyć końcówką noża swój cel, za który robił biedny Gus.
Otworzył on szeroko oczy, a zaraz po chwili zamknął z powrotem w bólu, bo już piąte ostrze zatopiło się w jego ciele. Te trafiło w prawy bark.
— Zawsze trafiam tam, gdzie chcę — skwitował Ashcro. Wyciągnął następne cztery noże.
A to tylko niewielka część jego arsenału.


 
Słabo zaprojektowana baza Młodych Wojowników, a w zasadzie tylko pierwszego piętra. Jak znajdę czas to zrobię lepszy, wyraźniejszy (może nawet zbuduje w simsach i dam Wam screeny), razem z pozostałymi piętrami. Ten wielki blok, który zaczyna się po lewej, to garaż na samochody lub statki kosmiczne...


Marucho nie ukrywał, że był cały spięty. I chociaż nie spotyka się z nią po raz pierwszy, czuł ewidentnie jak kołnierz koszuli pod wpływem stresu zaczyna go dusić. Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, serce przyspieszyło swój rytm serca i na nic zdały się wewnętrzne rozkazy by zachować spokój.
Otworzył drzwi, a wtedy ukazała mu się ona – jego piękność o cytrynowych włosach i ujmujących, morskich oczach. Znów poczuł, że oddaje się ich magii i traci zmysły, chociaż w rzeczywistości był to jedynie efekt trzęsących się nóg.
— Och, skarbie! — zawołała Bambi na wstępie i rzuciła mu się na szyję. Ich usta złączyły się w słodkim pocałunku.
— Witaj, piękna — rzucił z rumieńcem, po czym wziął od niej kurtkę i powiesił zza drzwiami.
— Tu mam film — rzekła dziewczyna i pokazała pudełko z płytą.
— A tu ja mam jedzenie — Marucho wskazał ręką stół między szeroką kanapą, a telewizorem. Był bogaty w słodkie przekąski.
— Cudnie!
Wtem do pokoju weszła Julie.
— O, Bambi! — pisnęła. — Wreszcie mam okazję cię poznać!  Marucho nie potrafił znaleźć w sobie odwagi, żeby cię zaprosić i nam przedstawić. Ale nie brakowało mu jej, kiedy to cię nam wychwalał. Chyba nie znam ani jednej twojej wady!
Marucho zrobił się czerwony jak burak.
— To słodkie — oznajmiła Bambi.
— Mam nadzieję, że będzie ci tu dobrze i zaczniemy się więcej widywać! Jak widzisz Marucho nie jest teraz w swoim domu, ani ja w swoim… Wszyscy musimy tkwić tutaj w willi Alice, tuż obok jej szpitala. Musieliśmy założyć sobie gdzieś naszą bazę… Wiesz, mamy małe problemy z takim jednym bractwem…
— Coś mi się obiło o uszy. — Bambi spojrzała na Marucho, który doprawdy chciał już z nią usiąść i zacząć wreszcie oglądać ten film. Stęsknił się.
— Może później sobie pogadacie — rzekł i pociągnął swą ukochaną w stronę kanapy.
— O, bym zapomniała! — zawołała nagle Bambi. — Mogłabym skorzystać z łazienki? Bardzo przepraszam, jeśli to kłopot…
Julie machnęła ręką.
— A żaden kłopot! Chodź, zaprowadzę cię — rzekła.
Dziewczyny przeszły korytarz, gdzie na końcu stały drzwi do skromnej łazienki. Tuż obok było okno. Julie wskazała nowej koleżance drzwi, po czym poszła w stronę schodów, by udać się do swojego pokoju. Bambi udała, że wchodzi do łazienki. W jednej chwili zawróciła i podeszła do okna, by otworzyć je na oścież.
— Wspaniale — szepnęła do siebie.
Nagle usłyszała, jak Julie schodzi po schodach z powrotem na dół. Zamknęła okno , by nie wzbudziło żadnych podejrzeń, po czym zaczęła iść ku salonowi, gdzie czekał Marucho. Na rogu spotkała się z Julie.
— O, już wszystko ok?
— Tak, tak — jęknęła Bambi. — Musiałam tylko… przypudrować nosek! — Dosiadła się do Marucho, który właśnie włączył film. W duchu przeklinała siarczyście.



Maura zwinnie przeskoczyła przez biały, dwumetrowy płot. Trawa po drugiej stronie była bardziej zielona. Rosło też więcej drzew. Budynek szpitalny mieścił się między nimi, tuż obok zaś baza Młodych Wojowników. Udało jej się przebiec niezauważalnie do ściany budynku. Teraz tylko wystarczyło wspiąć się na dach i zaczekać na znak od Bambi.
— Tylko bądź ostrożna — odezwał się niespodziewanie jej bakugan Feniks Inferioss.
— Zawsze jestem — odparła chłodnie, po czym z nadludzką zwinnością i lekkością zaczęła wspinać się na dach po rynnie. O dziwo rynna ta wytrzymała i nie oderwała się od budynku.
Kiedy Maura znalazła się już na dachu, usiadła i wyciągnęła przed siebie nogi.
— Leć obserwować — rozkazała swojemu partnerowi, który natychmiast posłusznie poleciał z powrotem w dół, by wyśledzić, które okno otworzy im Bambi. Oczywiście w planie mieli to, że Maura zostanie przez nią powiadomiona przez smsa, jednakże spodziewając się komplikacji, ustalili iż Inferioss się tym zajmie. Był też zresztą mały i szybki, tak więc spokojnie mógł latać dookoła bazy. Ktoś by go najwyżej tylko  wziął  za przerośniętego bąka.



Niestety u Bambi, jak wcześniej przypuszczały, komplikacje wystąpiły. I to nie raz. Bambi udało się w pewnym momencie otworzyć znów okno na korytarzu, licząc że Julie (która udała się znów do swojego pokoju) już w nim pozostanie. Niestety srebrnowłosa zeszła ponownie, a że poczuła zimny powiew wiatru, zamknęła otworzone przez Bambi okno. Siedziała z Marucho na kanapie, udając zainteresowaną filmem i przygotowywała plan B.
W pewnej chwili Marucho zapragnął ją objąć, na co ta od razu zareagowała:
— Hm, kochanie… możemy otworzyć jakieś okno? Duszno tutaj strasznie.
— Zaraz włączę klimatyzację. To niezły bajer w tym domu — rzekł Marukura, po czym poszedł włączyć ową klimatyzację.
Bambi uniosła brwi do góry.
„To po co są tu okna? Żeby nie stracić całkowicie kontaktu z przyrodą, w tym domu tonącym od technologii, i mieć chociaż obrazek natury w szybie?”
Do końca filmu nie myślała o niczym innym niż o czekającej gdzieś na dachu Maurze. Marucho z dwa razy podczas seansu spróbował ją pocałować. Żeby nie było później jakichś podejrzeń, Bambi sama przejęła inicjatywę, mając już dość jego zbyt nieśmiałych podejść. Kiedy zapadł zmrok jej problem rozwiązał się sam.
Otóż wieczorem rozległ się hałas silników napędowych, a także zerwał się silny wiatr, który aż Maurę na dachu omal nie zrzucił. Był to statek kosmiczny Spectry wraz z Młodymi Wojownikami na pokładzie. Wszyscy wrócili cali (niekoniecznie zdrowi) i zmęczeni, ale mimo tego na każdej z ich twarzy zagościł szeroki uśmiech na widok domu.
— Dan i reszta wrócili — zawołał radośnie Marucho. Zaraz dało się słyszeć szybkie zbieganie po schodach Julie.
— Wrócili, wrócili! — krzyczała. — Mój Gorem! Gdzie mój Gorem?!
— Chodź, poznasz ich! — zaproponował Bambi Marucho i pociągnął ją za rękę do garażu.
„Wykombinuj coś sama, Maura” — rzekła w myślach blondynka.
We trójkę udali się do garażu. Zdążyli na lądowanie statku, a gdy tylko dotknął ziemi, zrazu opadła też i klapa. Jako pierwszy wysiadł Dan, mając na ramieniu sprowadzone ze sobą bakugany.
— Gorem! — Julie pomachała ręką staremu przyjacielowi. Jak tylko bakugan subterry zobaczył srebrnowłosą, od razu do niej popędził. — Och! Nic się nie zmieniłeś! — stwierdziła, tuląc go do policzka.
W tym czasie również i Preyas pognał do swojego dawnego kompana.
— Ty natomiast trochę tak. Stajesz się coraz piękniejszą kobietą — mruknął Gorem.
— Dziękuję! — Pocałowała go, na co ten przybrał nieco różowy odcień powłoki. — O rany, Shun! — krzyknęła po chwili.
Kazami starał się ukryć swoje poczucie złamanego serca wymuszonym uśmiechem, na co i tak ani Marucho, ani Julie nie zwrócili uwagi. Bardziej kłuł ich w oczy jego przeogromny opatrunek.
— Nic mi nie jest — powiedział.
Na samym końcu wysiadła Alice z Spectrą. Phantom od razu zaczął mówić:
— Musimy natychmiast zabezpieczyć bakugany.
Zabezpieczyć? W sensie, że zamknąć w jakimś sejfie? — spytała Makimoto. Szczerze to wolałaby, gdyby Gorem na przykład spędzał czas z nią w jej pokoju. Nie chciałaby się teraz znów z nim rozstawać.
— Nie inaczej. Nie mówię, że na cały dzień, ale na noc, kiedy śpimy, one muszą być chronione. Nie możemy ryzykować tym, że ktoś z Bractwa mógłby je wykraść.
— To może lepiej zainstalować po prostu więcej alarmów w domu? — zaproponował Marucho. — W końcu najpierw złodziej musi się dostać do niego.
— Myślę, że to lepszy pomysł — dodała od siebie Tigrerra. — Bez urazy, Spectra, ale nie podoba mi się siedzenie w klatce przez całą noc.
— Tak, mnie też nie! Jeszcze dostanę klaustropobofobii, czy jak wy to tam nazywacie! — oznajmił donośnie Preyas.
— To byłoby tylko na czas, aż nie znaleźlibyśmy kryjówki Bractwa. Gdyby tak się stało, od razu byśmy wszyscy razem ich zaatakowali — odezwała się Alice.
Shun uniósł jedną brew do góry. Nigdy nie spodziewał się, że usłyszy kiedykolwiek coś podobnego z ust Gehabich.
— Przedyskutujemy to jeszcze później — zdecydował Dan. — Chodźmy może najpierw coś zjeść? Eee…? — urwał, bo nagle spostrzegł stojącą za Maruchem Bambi. Dziewczyna w porę schowała swoją komórkę.
— To Bambi, moja dziewczyna, o której wam mówiłem — przedstawił ją Marukura.
— O, miło mi cię poznać. — Dan uścisnął sobie z nią dłoń.
Następnie wszyscy udali się do kuchni, by zjeść wspólną kolację.
Bambi obejrzała się za siebie, jak automatycznie zamykają się drzwi garażowe. Cieszyła się w myślach, że przez telefon udało jej się powiadomić Maurę, iż dom stoi dla niej otworem.



Maura wiadomość otrzymała na swój komunikator. Wreszcie. Wraz z tym znakiem, zdjęła owe urządzenie z nadgarstka i rozdeptała obcasem na tysiąc małych kawałeczków. „Nie może wpaść w ręce wroga.” Po tym nadleciał jej bakugan.
— Wszyscy są w garażu — powiadomił ją.
— Wiem. A dom stoi otwarty. Chodźmy. — I zeszła po rynnie na ziemię. Szybko obeszła dom. Gdy dotarła do drzwi wejściowych, przekonała się, że faktycznie są one otwarte. Po cichu zamknęła za sobą drzwi.
— Musimy się streszczać i szybko znaleźć jakąś kryjówkę.
— Spokojnie, Inferioss. I tak jest lepiej niż to sobie planowaliśmy wcześniej.

34 komentarze :

  1. "Marucho z dwa rady..." - "razy", wkradła ci się mała literówka.
    " Nie może w paść w ręce wroga" - "wpaść"
    Dzieje się, oj dzieje. Jestem strasznie rozdarta, bo z jednej strony Ashcro zrobił sobie z mojego ukochanego Gusa żywą tarczę, a z drugiej nie pptrafię się na niego złościć.
    Są dziewczyny! :). Mimo tych małych komplikacji udało im się. Teraz będę czekać z ogromną niecierpliwością na 15 rozdział. Chociaż chyba ja zawsze czekam zniecierpliwiona i snuję teorie. XD
    Życzę weny i oblewam Ciebie i Twoich bohaterów wiadrem zimnej wody. A, i mała propozycja dla Ashcro: Zawsze chciałam sprawdzić próg bólu swych bohaterów... Chętny do pomocy? ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A snuj teorie, snuj ^^ chętnie też poznam!
      No, Gus nie miał za dobrze w tym rozdziale. Ani też jego ludzie, ani cała baza... Hm, żywa tarcza. ^^ Nie jest to głupi pomysł? Chcieliście krwi, a że miałam zaplanowane wcisnąć tam Ashcro...
      Gus: I oczywiście ja musiałem wyjść na tym najgorzej.
      I tak, tak, są dziewczyny w akcji... Trzeba postarać się zaprezentować każdego gracza z Bractwa...
      Ashcro: A jeśli chodzi o mnie, to najpierw może - co z tego będę mieć? Zabawa i trenowanie umiejętności to jedno, ale jak ma się do czynienia ze zleceniem...*spogląda w niebo i rozmyśla*.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Zależy co chcesz, Ashcro. Ja mam całą Armadię to wiesz... Zawsze mogę ci coś odpalić. Począwszy od powiększenia Twej kolekcji po udziały w kopalniach. Wszystko da się załatwić. Nawet szkolenia u Zakonu Infinity...
      Martin: A ja proponuję Ci Aiko. Może byś ją tam jakoś ustawił, bo ona tylko: "krew, krew, więcej krwi, zabiję jego, jego i ją". Ja się na prawdę zaczynam o siebie obawiać...
      Skoro vestaliańska krew tak ciężko schodzi, to mogę ci podarować stylowy sztylecik wykonany w całości z bursztynu, zaklęty tak, aby nic go nie zabrudziło.
      Martin: Chcesz zabić Gusa?
      Nie, ja tylko chcę przetestować ten wasz próg bólu. Może zacznę od ciebie?
      Martin: Ratuj, Layali! *ucieka*

      Usuń
    3. Hmm, Martin xD powiem, że Ashcro czuje się czasem samotny... ^^
      Ashcro: Gówno prawda! *focha się i odwraca*. Hm, ale zaraz, Zakon Infinity? Co to takiego? Jaki jest tam poziom? Ten sztylecik to też dobry pomysł...
      Maura: Najpierw to ty wybłagaj zgodę od Pana i od Layali, a nie że na boku umawiasz się na jakieś schadzki z inną autorką.
      Ashcro; Wiatr jest wolny i nieuchwytny...
      Ja go puszczam. ^^

      Usuń
    4. Co to Zakon Infinity? Elitarna jednostka kapłanów na usługach rządzącego Shakmury. Niby duchowni, ale jak takiego spotkasz to tylko raz, a potem ciemność i idziesz w stronę światełka na końcu tunelu :| Straszni fanatycy, jak powiesz coś niezgodnego z tamtejszymi wierzeniami to najlepiej szybko spisuj testament... Martin! Czy Zakon występuje w opowiadaniu?
      Martin: Którym? O samej Aramdii masz już chyba z 10...
      No tym blogowym.
      Martin: Jak odwiesisz to Infinici pojawią się w 5 rozdziale... A w ogóle, to brawo, Ashcro! Nie dajmy tym babom ingerować w nasze życie osobiste! Już wystarczy, że nas w opowiadaniach ustawiają...
      Tobie życie nie miłe, prawda?
      Martin: A mam cię gdzieś! Pakuję się i idę do Layali *focha się i idzie szukać walizki*
      Dobrze tylko o tym sztylecie dla Ashcro pamiętaj! ;p

      Usuń
    5. Nie jak odwiesi, tylko "kiedy już odwiesisz", bo Aiko na pewno wie, że jeśli tego nie zrobi, to czytelnicy (zwłaszcza ja) zrobimy się dla niej bardzo niemili i dorwiemy ją w realu...
      Jak to mam nie ingerować w jego życie osobiste? Kiedy jeszcze ja uwielbiam ingerować!
      Ashcro: Ale nie w moje! I właśnie, Martin, nie zapomnij o moim sztylecie. A w ogóle to gdzie się wybierasz?! Do nas?! Do Bractwa?!
      Aiko, wracaj do pisania tego baku-bloga -.-

      Usuń
    6. Martin: Ona wie, tylko przetłumacz takiej, że się wam naraża. Ale już poinstruowałem kogo trzeba, aby ją tam trochę przycisnąć. Może na dniach jakiś special wrzuci? Sztylet mam. Pamiętałem. Migruję do was... W sensie, że do świata Layali, a kto mnie przygarnie... Cóż, to inna sprawa. :P

      Usuń
    7. Uuu, kogo przycisnąłeś, jeśli można wiedzieć?:x Ja się ją staram przycisnąć i nic... :/ Jak coś to jesteś mile widziany tutaj Martin. :x Można Twoja migracja jakoś przyczyni się do tego, by Aiko zyskała trochę na wenie! ^^"
      Ashcro: Hmmm, nowy sztylet! Teraz tylko potrzebny ktoś, jakiś Vestalianin, na którym mógłbym go przetestować...

      Usuń
    8. Martin: Ano, poprosiłem kilku bohaterów, ale koniec końców i tak pewnie wystarczy, że w coś pogra/ coś poczyta i jakoś to z nią będzie. Idę do was, idę, lecz czuję się urażony! Toż to ja jestem jednym jej z pierwszych bohaterów ( siedem lat męczę się z jej pomysłami )! Aiko powinno być przykro, że uciekam :(
      A propos, Aiko startuje w X Turnieju Trójmagicznym, za tydzień ma drugi etap, no i poza Turniejem osobno oceniane jest jeszcze przebranie i Aiko wylosowała... Bellatrix Lestrange. Ja tego nie widzę, ale potem pokażę wam zdjęcia to się pośmiejemy. xD
      Ashcro, mogę ci jakiegoś Vestalianina złapać. Nie przepadam za nimi.
      No, ja myślę, że wam się jakoś przydam. Kto nie potrzebuje młodego, utalentowanego czarodzieja? Tylko wara od mojego Klucza Aquosa.

      Usuń
  2. Vestaliańska krew się lepi? Muszę zapamiętać. W końcu jakbym chciała takiemu Spectrze nerkę wyciąć to.
    Spectra: Ale nie chcesz.
    Shun: Tak wmawiaj to sobie. Przeczytała opis masakry, teraz do rana będzie pobudzona z nożem latać i próbować nas pokroić.
    Ehhh, jak ten mój Shun mnie dobrze zna^^ Hym... ciekawa randka. Widzę, że Bambi przeżyć nie brakowało, no kto by pomyślał, że tak ciężko otworzyć okno... Kurczę z jednej strony to taka słodka para, a z drugiej ona go nie kocha :( Poza tym chyba głupio, jest jej tak słuchać jak gadają o Bractwie. Ja rozumiem, że ona w charakterze szpiega i w ogóle, ale dla mnie to trochę tak, jak słuchać tego, jak cię obgadują. I jakoś to ,,Cześć, piękna" mi do Marucho nie pasuję... Ale w jego ustach brzmi słodko.
    A znalazłam literówkę.
    S: I cieszy się, jak głupia, że umie takie rzeczy wyłapać.
    Nie prawda! Ekchem, otóż jak jest ,,Marucho z dwa rady" chyba powinno być ,,razy".
    Co do powrotu MW, to tylko jedna rzecz rzuciła mi się w oczy. Czyżby, Alice już po tym jednym treningu, zaczęła się zmieniać? Jeśli tak to jestem ciekawa, jak to się z kończy.
    No i Maura, nasza kochana Maura, która nareszcie nadeszła i będzie mieszać! Jej^^ Nie mogę się doczekać!
    Wszystkiego Najlepszego z okazji lanego poniedziałku i mam nadzieje, że zbytnio dziś nie zmokłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jeny nie, nie wolno latać z nożem, to niebezpieczne! :x Tak jak krzywdzenie Spectry!
      Gus: I innych postaci...
      No właśnie, kto by pomyślał, że tak ciężko otworzyć okno, nie? Chciałam dać trochę takich przeszkód, brawa dla Julie. Swoją drogą, czy ten pomysł z oknem to nie jest takie strasznie banalne? Wiesz, powiem Ci, że jak pisze czasem o tym zakochanym Marucho i jego tekstach "cześć, piękna", to też się czasem krzywię i myślę sobie, że to w ogóle do niego nie pasuje... ^^" Ale wtedy też przypominam sobie, że w tym opowiadaniu to już nie jest mały chłopiec, a dorosły facet, któremu udało się zyskać parę centymetrów wzrostu (wreszcie po tylu seriach).
      O tej literówce i pozostałych błędach już wiem! :x I dzięki wszystkim za wyłapanie.
      Jeśli chodzi o Alice... A nic nie powiem! xd
      Dzięki za życzonka! No ja odpowiadam spóźniona... O, już wiem! Jeszcze raz powodzenia w testach! I nie, nie zmokłam. :p

      Usuń
  3. To tego...
    "Bardziej kuło ich w oczy jego przeogromny opatrunek." Kłuł.
    "przedstawił ją Marakura." Em. Marukura. Jedno już Aiko wyłapała, to nie będę powtarzać.
    Ashcro zabije Gusa! Ashcro zabije Gusa! *podskakuje z radości* Bo raczej wątpię, by przeżył z dziewięcioma nożami powbijanymi w różne części ciała... To by było zbyt cukierkowe zakończenie.
    Airzel: Czemu mu tak życzysz śmierci?
    Bo mnie drażni. Z tym swoim: "Mistrzu Spectro". I tym, jak się oburza, kiedy ktoś źle powie o Phantomie. Zakichany piesek Spectry. Och. Ale jak dobrze mogłam sobie wyobrazić krew. Duużo krwi. A właaśnie, Achro. Gdyby nie to, że cię lubię, to zaserwowałabym ci capoeirowe combo za ten tekst o gundaliańskiej krwi. Neathiańską i ziemską sobie przelewaj do woli. Ale od Gundalian wara!
    Airzel: Hmpf. Pewnie trafił na ciotowatych strażników. Ich to nawet ci z bandy Rena mogą sprać.
    Bo ciebie by tak nie urządził, co?
    Airzel: Pewnie, że nie. Byle kto nie zostaje kapitanem armii.
    Hmm. *wykonuje kopnięcie z półobrotu*
    Airzel: *z łatwością blokuje* Sorry, młoda. Za wolno.
    Dalej. Marucho i Bambi. Uu... Buzi buzi. Kurka. Śmielej, Marukura, śmielej. Oj. Nie wyszło z oknem. No, ale wreszcie weszła Maura. Niech teraz ruszy tyłek do Spectry. Grzebie się z tym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorki. Literkę zjadłam. Ashcro. Ale to dlatego, że mnie nieco zirytowałeś, chłopie. Hm. Lamą jesteś, żeby pluć?

      Usuń
    2. A w ogóle,to jak święta u ciebie? :) U mnie wielkie obżarstwo. Wielkanocne śniadanie trwało od 11:00 do...19:00.
      Gill: Osiem godzin?! *łapie się za głowę*
      Eris: Kurde. Tyle to nasze treningi trwają... Ja pierniczę. To ludzie potrafią tyle wytrzymać przy stole?
      Tak. Mama uznała, że jak mają przyjechać moi dwaj bracia i dziewczyna jednego z nich, to musi przygotować tak: dwie różne sałatki, oddzielnie pomidory i ogórki, zwykłe jajka z majonezem, dwa rodzaje jajek faszerowanych, pieczeń rzymską, dwa mazurki, sernik i babkę drożdżową.
      Gill i Eris: ...
      Wczoraj był obiad u cioci. Jak zawsze byłam ja, mama i dwóch braci ciotecznych. I co było? Na przystawki chyba trzy sałatki i koreczki (śliwka i orzech zawinięte w boczek). Potem barszcz biały. No i dania główne: kura w kurkach, do tego ryż curry z ananasem i kukurydzą. A! I jeszcze jakieś mięso nadziewane papryką i serem. Oczywiście był też deser: dwa mazurki i jakaś babka. Czego już nie dałam rady spróbować, bo byłam kompletnie napchana.
      Eris: Ja pierdolę! Z tym opowiadaniem o dobrym żarciu jesteś gorsza od tego całego Blake'a!
      A tradycja Lanego Poniedziałku umarła. Cisza, spokój. Nikt nie rzuca balonami z wodą, ani nie biega z wiadrami. Kiedyś jak jechało się do cioci w ten dzień, to trzeba było wziąć ze dwa komplety ubrań na zmianę.
      Stoica: Ja ci mogę zrobić Lany Poniedziałek! *wylewa na autorkę wiadro zimnej wody*
      Ale już wtorek...
      Stoic: Jeden dzień w tą, jeden w tamtą. Co za różnica? Skoro tak nad tym ubolewasz...

      Usuń
    3. O Boże. xd To porównanie z Lamą mnie rozwaliło. ^^" O, widzę, że się cieszysz na myśl o śmierci Gusa? Rozumiem powody. ^^ No ale co zrobić? Postaci muszą być różne i musi być też i taka jak Gus. Cieszę się, że obecność krwi Cię zadowoliła. ^^
      Ashcro: Capoeirowe combo? Też znam sztuki walki, może niekoniecznie capoeirę, ale znam. Z chęcią się z kimś zmierzę. Może w jakimś one-shocie?
      Blake: Ja też chcę!
      Ashcro: Ty? Ty nie potrafisz grać fair! Zero honoru.
      Blake: A ty niby masz honor?
      Ashcro: Milcz.
      Wracając... Tak się zastanawiałam, co powiesz jak przeczytasz o tej gundaliańskiej krwi. ^^ Swoją drogą szkoda, że anime tyle Gundalianów stracono...
      Mówisz, że Marucho powinien być bardziej śmiały? Ciężko mi się o nim pisze, naprawdę. xD To nie jest jakaś moja postać. Z niektórymi to dialogi i pomysły same wpadają do głowy, a jeśli chodzi o niego, to muszę ślęczeć nad klawiaturą i mordować swoje oczy przed ekranem...

      Usuń
    4. U mnie święta były mocno ... świąteczne... Cała najbliższa rodzina się zjechała, niestety ja nie miałam tyle szczęścia, co Twój brat i móc spędzać z chłopakiem (on spędził ten czas ze swoją ferajną, a ja ze swoją). Było dużo jedzenia, nie dam rady wymienić wszystkiego, ale wiadomo że niektóre potrawy to takie, jakie były u Ciebie. ^^ Mama jak zrobiła jedno ciasto jeszcze w piątek późnym popołudniem (wygląd: dolna warstwa to czekolada z pokruszonymi płatkami cornflakes, dzięki trzymaniu w lodowce jest twarde i podtrzymuje resztę; środkową warstwę składającą się z serka waniliowego homogenizowanego i górą, czyli pokrojone banany w galarecie), to w niedziele rano został jeden kawałek! Zasługa moja i mojego brata...
      Maura: Hmm, zapiszę sobie ten przepis.
      Jak już goście się zjechali no to było też oczywiście dużo śmiechu. Ah, ten widok płaczących od żartów ciotek... Panował lekki chaos, ale jednak podczas usługiwania tj.; sprzątania, nakrywania, noszenia kawy itp., udało mi się znaleźć czas na pisanie rozdziału czy też książki...
      Hm, Lany Poniedziałek... U mnie też to w sumie umarło. Jedyne kogo oblałam, to Johnego (mojego kota), małymi kropelkami wody, kiedy skończyłam zmywać. Raczej poniedziałek i wtorek spędziłam na nauce. Dzisiaj szkoły jeszcze nie mam, ale w czwartek już tak i oczywiście muszę mieć skończone dwie prace na rzeźbę i zajęcia z projektowania, a do tego sprawdzian z matmy... a na sprawdzianach z matmy mam tendencję do popełniania głupich gapowych, przez co tracę punkty...
      Tak to mniej więcej wyglądało. ^^

      Usuń
    5. No, bo czytałam coś, że wkurzone lamy plują... I tak jakoś skojarzyłam to z ashcrowym splunięciem. Ale Gus... Zatrzymuj tą swoją lepką krew w buźce. Hm. Że niby ja miałabym się bić z Ashcro? Yay! Wreszcie ktoś, przy kim nie będę musiała się hamować! Bo przy tobie nie muszę się bać, że ci byle czym krzywdę zrobię, co nie? A może dostosuję się do nieczystych zagrań Blake'a? Pomyślałeś o tym?
      Eris: *bawi się zakrwawionym nożem* Jasne. Już ja to widzę. Za grzeczna jesteś, żeby grać nieczysto. Ja bym się mogła z nim zmierzyć.
      Hm. Nie obliżesz swoim zwyczajem noża?
      Eris: Jeszcze czego. To był tylko jakiś podrzędny cienias, który ośmielił się mi naprzykrzać. Nie znoszę natrętów. Wypadałoby to zetrzeć...Ren, słońce ty moje!
      Ren: Co zno...*cofa się na widok noża*
      Eris: *łapie go za nadgarstek i przyciąga* Wyluzuj. Nic ci tym nie zrobię. *wyciera ostrze w rękaw od bluzy Rena i chowa nóż*
      Ren: *zamachuje się pięścią na rudą*
      Eris: *używa swojej zdolności i ręka Rena przez nią "przechodzi"* Hm? Chcesz się pobawić?
      Ren: *wyrywa się* Napewno nie z tobą! *wybiega*
      Ee... Dalej mi nieco odbija... To przez krew! Buhahahaha! Hm. To kiedy ten sparing, Ashcro? Dzisiaj jeszcze poćwiczę. O 19:00 mam trening. Buahaha! Drżyjcie ludziska! Zostanę capoeirową zabijaką z Woli!
      Ps. Z dziewczyną to przyszedł mój dwudziestosiedmioletni brat. No i tego...Są już zaręczeni... Hm. Też mam dziś wolne. A jutro na uczelnię. I co ostatnio porabiałam? Popisywałam drugą część tego z Najeźdźców. Uznałam, że dam coś Airzelkowi od życia. Coś w sobie musiał mieć, skoro Gill i Barodius włączyli go do Zgromadzenia... No, ale bardziej nie będę spoilerować. :p

      Usuń
    6. Ashcro: Nie no błagam, nie porównujcie mnie do lam...
      Czemu? Mnie to bawi. xD
      Ashcro: A mnie nie... I Mary, uspokój się, bo jeszcze sobie krzywdę sama zrobisz przed walką ze mną! A sparing możemy zrobić wtedy, kiedy już Bractwo osiągnie swój cel...
      Blake: O, Eris... Ja mogę polizać z Tobą noże!
      Biedny Ren... Jak on jest przezabawnie wykorzystywany. xD Zdajesz się świetnie panować nad wszystkimi swoimi postaciami. Ja przy moich czasem tracę głowę...A jak jeszcze dochodzą bakugany... Zdarza się, że w ogóle zapominam, że bohaterowie mają takich kompanów. W anime to ciągle coś dopowiadały, a tutaj? Ostatnio zaczęłam nad tym trochę pracować..

      Usuń
    7. Ale ja jestem spokojna, Ashcro! *biega w kółko, kopiąc i uderzając w powietrze*
      Airzel: Taak. Bardzo spokojna. Tylko zachowujesz się jak nadpobudliwy dzieciak.
      No, może jestem trochę podekscytowana. Ej. Nie zrobię sobie krzywdy. Jestem niezniszczalna. Buhuhu! Nigdy sobie niczego nie złamałam ani nic. Mogłam nawet spierniczyć się ze schodów i kończyło się na siniakach. ^^
      Eris: Blake... Od moich noży spierdalaj! Poliż sobie Ashcro, skoro już musisz! Znaczy się...*rumieni się...po gundaliańsku*...Tego... Jego noże sobie poliż... Samego Ashcro nie...To by było...dziwne...
      Eris... Rozbrajasz mnie. XD No ej. Ja mam tyle czekać, Ashcro?! No weź. Nie da się wcześniej?

      Usuń
    8. Zabawnie było na treningu. Na rozgrzewkę zabawy jak dla dzieci. Berek. Berkujący musiał złapać kogoś za cordao lub za ramię. Złapany miał stanąć w rozkroku. Żeby go odblokować, ktoś musiał mu przejść między nogami. Śmiesznie wyglądało, kiedy duży tata próbował przejść między nogami dziesięcioletniego syna. A potem była zabawa w wilka i owce. Też łapanie za cordao.
      Ps.Tak się zastanawiam i jeszcze mi coś zgrzyta. Jak w liczbie mnogiej jest Ziemian, Neathian to z dwoma pozostałymi będzie tak samo. Vestalian, Gundalian. W liczbie pojedynczej: Ziemianin, Neathianin, Gundalianin i Vestalianin...
      Eris: Nie mogłaś wcześniej o tym napisać, mendo?
      Eto... Zapomniałam. Z tego podjarania Gusem w roli tarczy na noże... ^^" Hm. Jak Ashcro rzuci w niego pozostałymi...to Gus będzie wyglądał...jak jeżozwierz! XD
      Eris: Czyli zapominalska menda z ciebie. Jeżozwierz? Dziwne masz skojarzenia.

      Usuń
    9. Hm, racja z tymi Vestalian itd. :p No ja nie mam głowy do takich rzeczy i bym dalej pewnie pisała, jak mi przyjdzie na język, tj.: pod palce na klawiaturze. Poprawię i będę uważać na przyszłość. ;)
      O ile Ashcro to zrobi! ;x

      Usuń
    10. Ty nie zwalaj winy na Ashcro. Sama wkładasz mu to w usta. -,-
      Eris: Właśnie. On jest w porządku. Choć za ten tekst o naszej krwi mam ochotę go sprać. Słyszałeś, mendo jedna?!
      Chyba musiałby być głuchy przy twoich wrzaskach...
      Eris: Hm. Co najmniej dziewięć noży ma. I na co mu to? Więcej mycia będzie. Ja mam zwykle do czterech noży. Tyle mi wystarczy, kiedy chcę kogoś zabić. Raczej preferuję krótki dystans. Kiedy ciachniesz ofiarę i jej ciepła krew pryśnie ci na twarz... A to podniecenie, gdy czujesz jej strach i słyszysz jak wali jej serce...
      Wystarczy. Ogarnij się.
      Ps. Ee... Przeczytałam, że masz coś z gg. Nie masz pewnie przez to dostępu do tego, co o słowniku napisałam. Przepisać ci to gdzieś? Nie wiem... W konentarzu pod słownikiem? Na maila?

      Usuń
    11. Aj, to o Ashcro to miała być odpowiedź na to, co mówiłaś w sprawie Gusa. :x "O ile Ashcro to zrobi" - o ile właśnie wbije w niego tyle noży.
      A co do słownika to tak, wyślij proszę na email. :) Przy okazji skonsultuje jeszcze z Tobą dokładniej, co tam zmienić w tym słowniku.
      Blake: Eris, podoba mi się twój styl myślenia. A tortury psychiczne lubisz?

      Usuń
    12. Eris: Te, Blake. Nie licz tylko, że się tą gadką wzruszę i powiem: "Ach, znalazłam bratnią duszę!" Zły adres. Tortury psychiczne powiadasz? A myślisz, że co się dzieje z psychiką ofiary, kiedy znęcasz się nad nią fizycznie? Sypie się. W sumie wystarczy, że wbijesz głęboko nóż i przekręcisz. Już delikwent wrzeszczy i chce uciekać. A jaka zabawa, kiedy mu to skutecznie uniemożliwisz... A można nawet więcej bólu zadać...jak się jest Gundalianinem. Bo wiesz, że potrafimy wytworzyć ładunek elektryczny i kogoś nim ustrzelić? Jak powierzchownie trzaśnie, to można znieść. A wyobraź sobie jakby to było, gdyby komuś wbić w bebechy nóż, a następnie puścić po nim taki ładunek... Choć wtedy pewnie ofiara by zdechła. Ale jej wrzask tuż przed śmiercią jest taki...rozdzierający. Jaki przyjemny dreszczyk wtedy przebiega po plecach. *śmieje się jak psychopatka*
      Skończyłaś?
      Eris: Chwilowo tak.
      Rany. Ten Blake tylko cię nakręca w twoich sadystycznych fanatazjach.
      Dokopałam się do tego o słowniku i ci wysłałam. Nie chciało mi się przepisywać, więc skopiowałam.

      Usuń
    13. Ps. Jak to o ile wbije? Po coś chyba je wyciągnął... No, musi wbić. No, ka bum, noo.
      Eris: Ashcro! Olewasz mnie, ty lamo zapluta?! Mam do ciebie przyjść i trzasnąć cię ładunkiem?!
      Sorki za nią. Jakiś ninja ostro jej ostatnio zalazł za skórę. Stosował nieczyste zagrania. I ignorował ją, kiedy rewanżu chciała...
      Eris: Dorwę drania i wypatroszę...

      Usuń
    14. Ok, ok. :X
      Blake: Nakręca się i bardzo fajnie.
      Piszę tak, bo chcę Was trzymać w jakieś niepewności... ;x Nie może być wszystko oczywiste, nie?
      Ashcro: Uważaj na słowa, Eris, bo jeszcze język stracisz. *bawi się nożem*

      Usuń
    15. Eris: *śmieje się wariacko* Dobry żart. Nie wiedziałam, że jesteś taki dowcipny. A tak na serio... Renuś się przekonał, że nic mi nie zrobi, kiedy tego nie chcę. Trochę tak, jakby próbował bić się z duchem. Myślisz, że w twoim przypadku byłoby inaczej? Nie. Sorki. Mnie nie przestraszysz. *żongluje nożami* Godzinami mogę utrzymywać taki stan. Hm. Blake, może ty byś coś poopowiadał? Co? Tylko ja mam gadać?
      Ech. No, rozumiem, że chcesz potrzymać w niepewności. Po prostu mam już coś takiego: "No, co dalej? Co dalej?"
      Eris: *dalej żongluje*
      Trillian: *zakrada się do rudej* Skuś. Skuś. Skuś. No, skuś. Skucha!
      Eris: *używa swojej umiejętności, żeby uniknąć spadających noży* Trillian, pojebało cię?!
      Trillian: Niee. Pierdoła z ciebie, wiesz?
      Eris: *podnosi jeden nóż, wbija go Trillianowi w ramię i przekręca*
      Trillian: Au! Ej. To nie było miłe.
      Eris: Nie miało być. *wyszarpuje nóż*
      Ech. Ja rozumiem, że się lubicie i musicie się trochę podroczyć... Ale kto po was krew będzie sprzątał? Co Layali powie na to, że jej tu brudzicie?
      Trillian: Ona mnie dźgnęła!
      Eris: *oblizuje nóż* Mogłeś mnie nie drażnić.
      Trillian: Ty po mojej krwi oblizujesz? Przestań. To jest pokręcone...
      Eris: Hmm. Nawet smaczna. Lekko słodka...
      Trillian: *zalicza glebę* Jesteś nienormalna. Ech. Lepiej to sobie opatrzę. *podnosi się i wychodzi*

      Usuń
  4. Jeśli Gus umrze to ciekawe jak zareaguje Spectra....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, jak?:)
      Gus: O ile umrę! Jeszcze się trzymam.
      Ashcro: Hm...

      Usuń
  5. O kurde, napisałaś O.o
    Ale ja opóźniona w rozwoju jestem xd
    Ale mam usprawiedliwienie (jak zawsze)
    MAM EGZAMINY !
    No więc nauka i takie tam.
    Mimo że, jak widzę, nie ma większych efektów xd
    No ale z matmą sobie poradziłam o dziwo dobrze :D
    No ale wracając do rozdziału.
    Biedny Gus :(
    Jak czytałam, co robi mu Ashcro, to nie aż całe ciało zaczęło boleć :(
    Oby wszystko skończyło się dobrze.
    A tak w ogóle, to ten pomysł był brutalny.
    W ogóle brutalnie piszesz !
    Skąd u ciebie tyle złua !?
    I jeszcze nic nie świadomy Marucho :(
    Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak zareaguje, gdy się dowie, jakie ma prawdziwe intencje Bambi :(
    O Alice, Shunie i Spectrze nie wspomnę, bo po prostu nie mogę.
    Oni są tacy...
    Ech, szkoda słów...
    Czekam na NN.
    I jakbyś mogła mnie o nim poinformować, to byłabym ci bardzo wdzięczna.
    Buziaki ;*

    Patrycja .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy Ty dostałaś moją wiadomość na email? Napisałam Ci tam, co zrobić, żeby szablon dobrze się prezentował na Twoim blogu, bo obecnie występują tam małe "niedosklejki"...
      Ano tak, napisałam, i to już dwa rozdziały od swojej dłuższej nieobecności. ;x A Ty? Nic. Nie tłumacz mi się z tego, że późno komentujesz, bo ja na to i tak nie zwracam uwagi, możesz i za pięć lat skomentować ten rozdział (aczkolwiek wtedy to już pewnie nie będę tu zaglądać). Bardziej to mi sie możesz tłumaczyć egzaminami z tego, że nie ma u Ciebie żadnej aktywności... Boożeee, na wakacje teraz wszyscy uciekają od blogsfery!
      Hm, słyszałam, że na tych egzaminach to dział z przyrody był jakiś kosmicznie trudny. :p W wiadomościach ponoć o tym nawet trąbili, jak powiedziała mi moja mama. Ja sama nie wiem, bo nie oglądam praktycznie w ogóle tv...
      Wracając:
      Mam nadzieję, że wszystkie dobrze Ci poszły. :) Heh, jak sobie przypomnę kiedy to ja musiałam zdawać egzaminy... mogłam mieć na nie totalnie wylane i się nie przejmować jeśli będzie mało procentów....
      Mówisz, że brutalny pomysł z tym Gusem jako tarcza?;) Brutalnie piszę? Chodzi o opisywanie tego wszystkiego? To chyba komplement? I jakiego zła?:x Po prostu staram się, żeby nie było nudno. ;x
      Czekaj, czekaj - jacy są Alice, Shun i Spectra?:p Bo ja nie wiem, co chcesz powiedzieć. Dasz radę się jakoś wyrazić?
      I tak, jasne, mogę informować Cię o nowych rozdziałach. :) Przez komentarze u Ciebie, tak?
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Ciekawi jak to sie stalo ze znowu bractwo bez trudu dostalo sie do bazy Gusa....

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak ja dawno nie czytałam Twoich rozdziałów! D: Zapomniałam nawet, że są niesamowite i teraz mam zaciesz na myśl o dwóch jednocześnie. :D
    Huhu, dałaś po bandzie. Ale serio... Czy tylko ja mam nieodparte wcz nieznośne wrażenie, że biedny Gus zginął śmiercią bardzo okrutną...? Podzielam jego zdanie, wszyscy członkowi Bractwa są w mniejszym czy większym zdrowo rąbnięci i wszystkim jak leci polecam przytulną celę bez klamek... Krew i masakra, tyle tylko napiszę. Nie nudziłam się, nie powiem. :D
    Ale i tak najlepsza część rozdziału to wizyta Bambi. Rozwalały mnie jej okienne i kanapowe zabiegi . xD

    OdpowiedzUsuń